Quantcast
Channel: Paranormalne.pl - Artykuły
Viewing all 90 articles
Browse latest View live

Incydent Sayama

$
0
0

  Pierwszego maja roku 1963, 16 letnia Yoshie Nakata (urodzona 01.05.1947) zaginęła podczas drogi powrotnej ze szkoły. Tej samej nocy pojawiły się notki (informacje) dotyczące okupu. Według instrukcji domownicy mieli dostarczyć 200.000 jenów w pewne miejsce blisko ich domu następnego dnia o 12:00. Jej siostra, która później popełniła samobójstwo dostarczyła fałszywe pieniądze w umówione miejsce. Policja bacznie obserwowała zza rogu jej poczynania. Chociaż mężczyzna pojawił się to zdążył uciec policji zanim go złapali.



 

44365628559287644091.jpg

żądanie okupu | fot/domena publiczna.

 
  Rankiem 4 maja, ciało ofiary zostało znalezione, pochowane na pobliskiej farmie. Policja twierdziła, że najpierw została zgwałcona, a dopiero potem zamordowana. Prasa skrytykowała policję za niezłapanie podejrzanego. Ten sam błąd popełniono w przypadku Yoshinobu Murakoshi, którego bardzo podobny przypadek odnotowano miesiąc wcześniej. W dniu 6 maja pewien mężczyzna, dzień przed swoim ślubem popełnił samobójstwo. Posiadał on tą samą grupę krwi co ofiara, ale cierpiał na zaburzenia erekcji, więc policja wykluczyła go jako potencjalnego mordercę.
 
  Blisko domu ofiary mieściła się farma, która należała do Ishidy Yōtonjō. Rodzina ofiary oraz jej pracownicy byli Burakumin*. Podczas badania sprawy policja aresztowała pracownika farmy Ishida, 24-letniego Kazuo Ishikawe. Początkowo nie chciał się przyznać, ale pod naciskiem opłat i gróźb przyznał się, że ją porwał i zamordował. Jego zwolennicy twierdzili, że policja zmusiła go do złożenia fałszywych zeznań i groziła mu prawie miesiąc. Podkreślali również, że nie potrafił pisać, ani czytać. Jego były pracodawca, który również jest burakuminem zeznał, że Kazuo nie potrafił czytać magazynów, przypisów ruchu drogowego itp. Zwolennicy twierdzą również, że nie wiedział kim jest prawnik i jaką pełni funkcję.  Według nich policja dała mu fałszywe informacje od rzekomego adwokata. Miał zostać zwolniony w ciągu dziesięciu lat, jeżeli się przyzna, lecz w rzeczywistości by tego nie zrobili.
 
  Ishikawa za morderstwo został skazany na karę śmierci. Jako, że odwoływał się, a jasnych dowodów brakowało został później skazany na dożywocie. Z pomocą rodziny i świadków w 1994 został warunkowo zwolniony. Jeszcze długo chciał oczyścić swoje imię żądając sprawiedliwego procesu, którego nie dał mu jego prawnik (który został oddalony za jego faworyzujące poglądy).
 
  Wiele dowodów wskazywało na to, że Ishikawa jest niewinny, a oskarżenia oparte są na bredniach. Przede wszystkim Kazuo nie mógł napisać listu z żądaniem okupu. Można było wykluczyć także pozostałą jego rodzinę, gdyż byli bardzo słabo wykształceni. Został aresztowany w wieku 24 lat, nie posiadał elementarnej wiedzy i był analfabetą. Żądanie zostało zapisane chińskimi znakami przez osobę doświadczoną w pisaniu. Nie znaleziono także nigdzie jego odcisków palców.
 

74994789049129207099.jpg

zwłoki ofiary | fot.domena publiczna

 
  Podczas trzeciego poszukiwania domu Ishikawy policja próbowała znaleźć pióro, którym podobno zostało spisane żądanie okupu. Wykorzystali to jako pretekst do ponownego aresztowania młodego mężczyzny. Rozpoczęto dwugodzinne przesłuchanie i równie długie przeszukiwanie domu. Ostatecznie niczego nie znaleźli.
 
  Po ośmiu dniach zmagań 26 wyszkolonych detektywów długopis został znaleziony w ościeżnicy w kuchni. High Court Tokio powiedział, że to dlatego, że miejsce było zbyt oczywiste , a Sąd Najwyższy utrzymuje ,że niscy ludzie mogą mieć trudności z widzeniem górnej części ościeżnicy. Ościeżnica wynosi około 1,83 m (6 stóp).
 
  Detektyw weteran stwierdził, że niedopuszczalne jest takie niedopatrzenie w dodatku dwukrotne. Sprawa stała się skandalem.
-Ponadto ścieżnica jest wymieniana w każdym podręczniku jako rutynowa lokalizacja do sprawdzenia - donosi.
 
  Nie było żadnych świadków zeznających na spotkanie Kazuo z dziewczyną. Brak świadków był tajemniczy ze względu na wspólną ścieżkę jaką pokonywali w środku dnia, między polami. Robotnicy pracujący w polach także oznajmiali, że nigdy nie widzieli ich razem. Do czasu.
 
  Stwierdzono, że Ishikawa zabił dziewczynę, bo krzyczała i chciał ją uciszyć. Zanim się zorientował była już martwa. Jednak w tym czasie niedaleko miejsca zbrodni pracował mężczyzna, który zgłosił się do policji i zeznał, że słyszał krzyki nadchodzące z lasu. Zostało to użyte jako dowód koronny przeciwko mężczyźnie. W roku 1981, po 28 latach Ishikawa został osądzony.
 
  Kazuo stwierdził, że dziewczyna doznała głębokiego cięcia w okolicach głowy, lecz owych nie odnaleziono. Zeznał również, że dusił ją miażdżąc szyję, żeby przestała krzyczeć, lecz siniaków na szyi również nie znaleziono. Zamiast tego były znaki z tkaniną owinięte ciasno wokół jej szyi. Oficjalna wersja utrzymywała, że Ishikawa przeniósł ważące 54 kilogramy ciało z lasu z powrotem w stronę miasta. Biegli stwierdzili, że jest to niemożliwe wykonując kilka eksperymentów. Ciało nie nosiło żadnych śladów, a na ścieżce nie znajdowały się ślady krwi.
 
  Było wiele śladów zostawionych przez mordercę, ale żaden z nich nie pasował do Ishikawy. Wzniesiono wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, która pozostawia niejasności po dzień dzisiejszy.
 
Przypisy:
Burakumin - W Japonii niższa warstwa społeczna, ofiary dyskryminacji, dawniej ostracyzmu. Ze względu na status mylnie postrzegani jako niebezpieczni.
 
Tłumaczenie: Kazuhaki
Na podstawie tesktu


Starożytna Ram Inn

$
0
0

Ram Inn

 

Dołączona grafika

 
Starożytna Ram Inn znajduje się w miejscowości Wotton-under-Edge, w hrabstwie Gloucestershire. Wiele osób uważa, że jest to jeden z najbardziej nawiedzonych budynków w kraju, jeśli nie na świecie! Zajazd jest własnością Johna Humphriesa. Pan Humphries, jegomość po 80-tce, mieszka obecnie sam w domu. Dom odkupił w 1968 roku od miejscowych browarów za śmieszną kwotę 2.600 funtów i postawił sobie za cel honoru, aby budynek przetrwał i nie popadł w kompletną ruinę. Po zdjęciach można ocenić czy mu się udało ;)
 
Wcześniej zajazd był własnością Kościoła Mariackiego. Ze względu na wielokrotne zgłaszanie różnego rodzaju zjawisk paranormalnych, budynek i obejście było badane przez różnych specjalistów, wielokrotnie kręcono tam odcinki popularnych serii o dziwnych zjawiskach, m.in.: "Ghost Adventures ".
 
Zajazd został zbudowany w 1145. Początkowo zajmowali go księża i robotnicy a w zasadzie niewolnicy, którzy budowali w pobliżu kościół Świętej Maryi. W 1930 roku pensjonat kupił Maurice de Bathe. Później jeszcze kilkukrotnie przechodził z rąk do rąk prywatnych właścicieli. 
 
Dom został wybudowany na przecięciu dwóch linii geomantycznych (więcej o nich samych tutaj: http://www.swietageo...pl/?topic=331.0). Ludzie wierzą, że takie miejsca mają w sobie dużą zawartość energii duchowej. Jeśli prześledzi się linie na odpowiedniej mapie, można dojść aż do Stonehenge. Niektórzy wierzą, że to właśnie stamtąd płynie cała magiczna energia, która wpływa również na ludzi mieszkających i przebywających w Ram Inn.
 

Dołączona grafika

 
Najpopularniejszym duchem nawiedzającym Ram Inn, jest duch kobiety, która została spalona na stosie w 1.500 roku. Uznana za wiedźmę, długo ukrywała się w jednym z pokoi pensjonatu a kiedy ją w końcu znaleźli zaciekle broniła się przed oprawcami i uważa się, że jej emocje, gniew i zemsta osiedliły się na stałe w domu, po jej śmierci. Pokój w którym kobieta się ukrywała, nazywa się "pokojem wiedźmy" i można tam nocami usłyszeć szlochy i płacz, wielokrotnie również badacze spotkali się w nim z "zimnymi punktami".
Obecny właściciel domu, również wielokrotnie spotykał się z różnego rodzaju przedziwnymi i niewytłumaczalnymi zjawiskami. Pierwszej nocy został obudzony, bo coś złapało go za ramię i silnym szarpnięciem wyciągnęło z łóżka.
John znalazł również wiele dowodów, że w domu czczono jakieś bóstwa czy może samego diabła. Pod schodami znalazł kości dzieci oraz sztylety, którymi je prawdopodobnie zamordowano. Twierdzi też, że jego dom jest systematycznie nawiedzany a on sam niepojony i atakowany przez nieznane siły. 
Oprócz "pokoju wiedźmy" jest także inny, który duchy sobie wyjątkowo upodobały. Znajduje się on na pierwszym piętrze i kiedy jeszcze dom funkcjonował jako zajazd i pensjonat, ludzie wynajmujący tenże pokój uciekali z niego w nocy, słychać tam bowiem krzyki, drzwi zamykają się same a atmosfera w nim panująca jest nie do zniesienia. 
 
Widywany jest tam również duch setnika na koniu. Podobno kiedyś zobaczył go hydraulik naprawiający instalację, kiedy duch jakby nigdy nic, wynurzył się ze środka ściany i przepłynął przez środek pomieszczenia. Zgłaszano także pojawianie się sukkuba, który podczas snu atakował mężczyzn. 
 

Dołączona grafika

 

Dołączona grafika

 

 

Źródło: tłumaczenie własne

Riddle House

$
0
0

Riddle House

 

176adf.jpg

 

Budynek został zbudowany w 1905 roku, przez budowniczych sieci hoteli Henry'ego Flaglera. Oryginalnie mieścił się na 327 Acacia Street w West Palm Beach, później został rozebrany i przeniesiony do wsi Yesteyear mieszczącej się na terenach należących do Florydy Południowej. Przez okolicznych mieszkańców, dom nazywany był "malowaną panienką", ze względu na bardzo jasne kolory, na jakie został pomalowany. Pierwotnie został zbudowany jako dom pogrzebowy i przez wiele lat jako taki funkcjonował. "Obsługiwał" pierwszy cmentarz w West Palm Beach - Woodlawn Cemetery. W domu mieszkał również zarządca cmentarza, którego zadaniem było pilnowanie porządku i dbanie o groby.

 

W 1920 roku dom został kupiony przez Karola Riddle'a, który razem ze swoim bratem bliźniakiem zajmowali się budową domów. Był on też pierwszym burmistrzem miasta i nadzorcą robót publicznych. 

 

W trakcie jego kadencji, jeden z jego pracowników imieniem Józef popadł w długi i miał poważne problemy finansowe. Nie mogąc sobie z nimi poradzić Joseph popełnił samobójstwo przez powieszenie się na poddaszu domu Riddle'a. Od tamtej pory dom podobno wielokrotnie był nawiedzany przez ducha Józefa, którego widzieli inni pracownicy i goście domu. Doszło do tego, że wszyscy pracownicy Karola Riddle'a zrezygnowali z pracy i więcej nie pojawili się na jego ziemi.

 

Właściciel wraz z rodziną także go opuścił. Kilka firm i rodzin próbowało w nim mieszkać, ale nie trwało to długo i finalnie wszyscy się wyprowadzali. W pewnym momencie budynek został przejęty przez Uniwersytet w Palm Beach i przerobiony na żeński akademik. W 1980 roku jednak i Uniwersytet z niego zrezygnował i dom zaczął popadać w ruinę. Dom chciano zburzyć, ale w końcu nie doszło do tego i został on przekazany rodzinie Karola Riddle'a, a konkretnie jego bratankowi Janowi. To on właśnie, w sierpniu 1995 roku rozebrał go i przeniósł do wsi Yesteryear, gdzie stoi do dziś.

 

Mimo, że belki i część stropu na których powiesił się Józef zostały wymienione, jego duch nadal pojawiał się na strychu domu. Atakował każdego, kto wszedł lub próbował wejść na strych. 

Innym duchem, które podobno nawiedzał dom, był Buck, pracownik cmentarza, który został zamordowany podczas sprzeczki w miasteczku. Później Buck był widywany na ganku domu Riddle'a, spacerował po nim i tak jakby wykonywał swoją pracę, którą miał za życia. 

 

Robotnicy, którzy zajmowali się przeniesieniem domu w 1995 także opowiadali o niewyjaśnionych zjawiskach. Podobno pękały szyby w oknach, mimo, że nikt ich nie dotykał, przemieszczały się narzędzia, a jeden z pracujących ludzi został uderzony kawałkiem drewna, kiedy przebywał sam na klatce schodowej domu. 

 

Jako ciekawostkę dodam, że dom był sprawdzany przez ekipę łowców duchów z serii "Ghost Adventures" a odcinek został wyemitowany w Travel Channel w 2008 roku. Do obejrzenia poniżej :)

 

 

2rg2y5y.jpg

 

Źródło: tłumaczenie własne

Mandy the Doll - dusza zamknięta w porcelanie

$
0
0

Dołączona grafika

 

Mandy to lalka, która została oddana przez nieznanego człowieka do Quesnel & District Museum w 1991 roku. Właściciel nie dał rady znieść lalki, która w czasie oddania do muzeum miała już 91 lat. Skarżył się na płacze dziecka (którego nie posiadał) u siebie w domu oraz na znikające przedmioty. Na początku Mandy była ustawiona przy głównym wejściu by witać gości, ale później została zamknięta w gablotce w głównej sali. Podczas swojego pobytu w muzeum odnotowano wiele dziwnych zdarzeń. W nocy słychać płacz dziecka, małe przedmioty znikają, a jedzenie znika z lodówek i zostaje odnalezione w szufladach komód. Chodzi plotka, że Mandy nie może przebywać z innymi lalkami, ponieważ może je "skrzywdzić", ale mimo to pracownicy muzeum dali jej do gablotki zabawkowego baranka, żeby nie czuła się samotna. Baranek czasem leży na podłodze po nocy w zamkniętej gablotce.
 

Dołączona grafika

 

Goście zeznają, że czują się nieswojo w otoczeniu lalki oraz, że Mandy porusza rączkami albo głową w ich kierunku. Mandy lubi bawić się urządzeniami elektronicznymi. Są donosy, że urządzenia elektryczne wyładowują się bardzo szybko oraz świrują w pobliżu lalki. Pracownicy muzeum nie sądzą jednak, że Mandy jest zła. Mówi się, że lalka była zamknięta wraz z małą dziewczynką w piwnicy, a kiedy dziewczynka umarła z wycieńczenia znaleziono Mandy roniącą krwawe łzy. Niestety jedynym potwierdzeniem tej historii może być tylko to, że płacze w nocy znacznie się nasilają kiedy lalka jest zamknięta w piwnicy. Pracownicy muzeum chcą jednak pomóc Mandy. Normalnym widokiem jest, że pracownicy noszą lalkę na rękach jak małe dziecko kiedy słyszą płacz albo znajdują porozrzucane przedmioty. Właściciel muzeum nawet czasem trzyma Mandy na kolanach podczas pracy. Nie mniej jednak wygląd lalki jest dość drastyczny. Stare ubranka i pęknięta przy oku porcelana nadają jej wyglądu niczym z horroru. Pracownicy jednak bronią lalki mówiąc, że wszystkie akcje, które wykonuje mają na celu tylko zwrócenie uwagi. A jak wy sądzicie? Zagubiona dusza czy przebiegły demon?
 

 

Dołączona grafika

 

Komentarze na forum

The Black Orlov - Klątwa Czarnego Diamentu

$
0
0

Legenda i pierwsze udokumentowane żniwa

 

Diament "The Black Orlov" znany również jako "Eye Of Brahma" mający obecnie 67.50 karata był częścią o wiele większego 195 karatowego nieoszlifowanego i pochodzi z dziewiętnastowiecznych Indii. Legenda mówi, że nieoszlifowany diament służył tam jako oko w statuetce Brahma, boga stworzenia, w hinduizmie członka trzech "Aspektów Boga" (tzw. Trimurti) wraz z Wisznu i Śiwą. Podobno statuetka stała w świątyni w mieście Pondicherry, aż diament został skradziony przez podróżnego mnicha. Podobno też wtedy został przeklęty. Historia podróży diamentu od tego momenty pozostaje tajemnicą i nie wiadomo dokładnie jakie żniwo zebrała klątwa. W 1932 roku został on importowany do Stanów Zjednoczonych przez europejskiego handlarza diamentami J.W. Parisa. Przyjechał on do Nowego Jorku by znaleźć kupca na to nieoszlifowane cudeńko i znalazł go zaledwie tydzień po przyjeździe do miasta. Niedługo po sprzedaży diamentu, siódmego kwietnia tego samego roku odebrał sobie życie skacząc z manhattańskiego drapacza chmur na 5th Avenue. Znaleziono u niego w domu dwa listy, jeden zaadresowany do jego żony, a drugi do jednego ze współpracowników.

 

V7INwza.jpg

 

Rosyjsko-rzymska tragedia

 

Na przełomie dwudziestego wieku diament trafił do rosyjskiej spadkobierczyni tronu księżniczki Nadii Vygin-Orlov (od której diament zyskał swoją nazwę). Podczas rewolucji w Rosji w roku 1917, księżniczka uciekła z rodzinnego państwa, żeby skryć się w bezpiecznym Rzymie we Włoszech. Nie było to jednak tak bezpieczne miejsce. Drugiego grudnia 1947 roku, piętnaście lat po fatalnej śmierci J.W. Parisa księżniczka popełniła samobójstwo skacząc z budynku w Rzymie. Najpewniej było to samobójstwo. W tym czasie Nadia była żoną rosyjskiego jubilera, ale nie wiele wiadomo o okolicznościach jej śmierci. Zaledwie kilka miesięcy później kolejna członkini rosyjskiej rodziny królewskiej, księżniczka Leonila Viktorovna-Bariatinsky, żona dowódcy rosyjskiej marynarki księcia Andre Glinstine także popełniła samobójstwo skacząc z budynku. Nie wiele wiadomo o tym co popchnęło ją do takiego czynu. Wiadomo jednak, że w czasie swojej śmierci była posiadaczką diamentu Black Orlov.

 

 

 

Przełamanie klątwy

 

W roku 1950 postanowiono złamać klątwę kamienia. Charles F. Wilson poprosił australijskiego jubilera o pocięcie diamentu na mniejsze kawałki i oszlifowanie go. Szlifowanie trwało dwa lata, ale opłaciło się. Kamień stał się częścią naszyjnika stworzonego z 124 diamentów. Od czasu szlifowania nie było żadnych przypadków śmierci właścicieli. Naszyjnik miał być nawet noszony przez aktorkę Felicity Huffman na rozdaniu Oskarów w 2006 roku jednak nie była widziana z kamieniem na szyi. Obecnym właścicielem jest Dennis Petimezas.

 

ERhgjvB.jpg

 

Komentarze na forum

 

SETI. Fakty,ciekawostki, tajemnicze odkrycia programu poszukiwań życia pozaziemskiego

$
0
0

Jeśli nie bardzo lubicie czytać i cenicie sobie krótkie historie ze szkółki niedzielnej to ten temat nie jest dla was. W przeciwnym wypadku zapraszam do poznania bliżej programu Search for Extraterrestial Inteligence (SETI). SETI to rozbudowany, wieloletni projekt naukowy, którego celem jest znalezienie kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami poprzez poszukiwanie sygnałów radiowych i świetlnych sztucznie wytworzonych, pochodzących z przestrzeni kosmicznej, które nie są wytworzone przez człowieka.

 

SETI-Antenna-Array-New-Mexico.jpg

Bezpośredni kontakt z pozaziemskimi cywilizacjami mógłby być rewolucyjny i fascynujący, mógłby przynieść nam nowe, trudne do wyobrażenia rezultaty dla całej ludzkości, jednak z naukowego punktu widzenia podróż do odległych światów wydaje się obecnie niewykonalna. Dotarcie ze zbliżoną do maksymalnej możliwej we Wszechświecie prędkości światła do najbliższej gwiazdy Proxima Centauri zajęłoby ponad 4 lata czasu ziemskiego – jednak uzyskanie takiej prędkości jest dzisiaj całkowicie niemożliwe. Wahadłowiec kosmiczny potrzebowałby na dotarcie do Proximy aż 30 000 lat. Zaprojektowane w celach czysto teoretycznych sondy potrzebowałyby na to 100 lat.

 

Podstawowe założenia SETI:

 

Pierwszą próbą ustanowienia łączności międzygwiezdnej stał się projekt SETI - Search for Extraterrestrial Intelligence. Polega on na wyszukiwaniu gwiazd w obrębie naszej galaktyki i nie tylko, z których emitowane są sygnały wskazujące na istnienie tam inteligentnych form życia pozaziemskiego. SETI nie jest jednak trywialnym zadaniem. Nasza galaktyka, w której znajduje się Słońce, ma średnicę ok. 100 000 lat świetlnych i zawiera ok. 200 mld gwiazd. Szukanie sygnałów pozaziemskich cywilizacji w całej galaktyce bez odpowiedniej selekcji mogłoby zająć setki lub nawet tysiące lat dlatego prace musza być prowadzone w sposób selektywny i możliwe najwydajnieszy.

 

Istnieją cztery założenia, które mają na celu odrobinę uprościć wyszukiwanie życia poza Ziemią:

 

 

  1. Większość form życia w naszej galaktyce jest oparta na chemii węgla, podobnie sprawa ma się na naszej planecie. Koncepcja ta jest dość dobrze uzasadniona naukowo, gdyż tylko węgiel z energetycznego punktu widzenia jest w stanie samorzutnie tworzyć wystarczająco złożone związki chemiczne.
  2. Niezbędna jest obecność wody w postaci ciekłej. Założenie to wynika z faktu, że tylko w środowisku wodnym możliwy jest złożony metabolizm niezbędny do utrzymania przemiany materii koniecznej dla istot ożywionych.
  3. Poszukiwania powinny być skoncentrowane na gwiazdach o podobnych parametrach do Słońca należących do ciągu głównego. Bardzo duże gwiazdy mają za krótkie czasy trwania, aby mogły wytworzyć trwałe systemy planetarne, z kolei bardzo małe generują za mało światła i ciepła do powstania życia opartego na chemii węgla.
  4. Cywilizacje pozaziemskie umyślnie wysyłają sygnały (podobnie jak my to robimy), aby SETI mogła je odnaleźć.

Mniej więcej 10% gwiazd w Drodze Mlecznej ma parametry zbliżone do Słońca i zaledwie ~1000 z nich znajduje się w odległości mniejszej niż 100 lat świetlnych (~946 073 047 258 080 km) od Ziemi. Te gwiazdy są priorytetami programu SETI. Jednakże zawsze pojawia się ryzyko, że powyższe założenia są choć częściowo błędne lub niedokładne i dlatego program SETI obejmuje też wyrywkowe badanie innych obszarów kosmosu. Nie można sobie pozwolić na niedociągnięcia przy projekcie pochłaniającym setki milionów dolarów każdego roku, angażującego najwyższej klasy specjalistów wielu dziedzin naukowych z całego świata.

 

Równoległym założeniem SETI jest poszukiwanie sygnałów i transmisji wysyłanych w przestrzeń kosmiczną, które mają być celową próbą komunikacji, nie zaś szumu cywilizacyjnego, czyli wszystkich elektromagnetycznych sygnałów wytwarzanych przez ewentualną obcą cywilizację.

 

Tzw. paradoks Fermiego głosi, że o ile w kosmosie istnieją jakieś inne cywilizacje oprócz naszej, powinniśmy je stosunkowo łatwo odnaleźć. Zakładając, że istnieje choć jedna taka cywilizacja, która rozwinęła się co najmniej ponad 20 milionów lat temu, powinna ona do tego czasu skolonizować większość zdatnych do tego układów planetarnych naszej galaktyki. 

 

Paradoks Fermiego to krótko mówiąc wyraźna sprzeczność pomiędzy wysokimi oszacowaniami prawdopodobieństwa istnienia pozaziemskich cywilizacji i brakiem jakichkolwiek obserwowalnych śladów ich istnienia.

 

Jest to oparte na następującym rozumowaniu: Zakładając, że jakaś cywilizacja opanowała technologię przemieszczania się w kosmosie z prędkością rzędu 1% prędkości światła, i że każda nowo utworzona przez nią kolonia jest w stanie sama wytworzyć i wysłać pojazd kolonizacyjny raz na 500 lat – otrzymujemy cywilizację, w której liczba kolonii rośnie w sposób wykładniczy, tak długo jak długo są w pobliżu odpowiednie układy.

 

Po kilkudziesięciu tysiącach lat obszar zajmowany przez cywilizację jest na tyle duży, że głównym ograniczeniem prędkości rozwoju jest odległość dzieląca ją do nowych układów, które mogłaby skolonizować. Statki kolonizacyjne muszą pokonywać coraz dłuższą drogę rzędu kilku lub kilkunastu tysięcy lat świetlnych co w rezultacie dawałoby miliardy kilometrów. Wtedy cywilizacja rozprzestrzenia się już we wszystkich kierunkach, z mniej więcej stałą prędkością, wyznaczaną przez maksymalną prędkość statków kosmicznych.

 

SETI@home_Multi-Beam_screensaver.png

 

Przyjmując że Droga Mleczna ma średnicę ok. 100 000 lat świetlnych, zasiedlenie jej w całości zajmie co najwyżej kilkanaście milionów lat. Jest to bardzo mało w porównaniu z czasem istnienia naszej Galaktyki, szacowanym na 13 miliardów lat. Zatem nawet jeśli powstawanie cywilizacji jest zjawiskiem bardzo rzadkim (zdarza się np. raz na miliard lat) – kosmos powinien być już od dawna zasiedlony.

 

Kolejnym problemem jest odległość. Przykładowo codzienne sygnały radiowe z Ziemi emitowane z najsilniejszych nadajników, mogą być odkryte przez Obcych przy użyciu sprzętu jakim obecnie dysponuje ludzkość tylko z około 100 lat świetlnych, co oznacza, że dla cywilizacji, które znajdują się dalej od Ziemi jesteśmy praktycznie niewidoczni.

 

Jednakże dokładniejsza analiza zagadnienia prowadzi wciąż do wniosku, że nie da się jeszcze ostatecznie wykluczyć istnienia innych cywilizacji, poszukujących kontaktu. Wynika to z kilku przesłanek:

 

Problematyką typów ewentualnych cywilizacji pozaziemskich zajął się naukowiec SETI ze Związku Radzieckiego, Mikołaj Kardaszew, podzielił potencjalnie istniejące cywilizacje na trzy typy:

 

 

  1. Typ I – cywilizacja zdolna do wykorzystania całej energii dostępnej na swojej planecie. Typ ten byłby w stanie emitować tylko sygnały kierunkowe.
  2. Typ II – cywilizacja zdolna do wykorzystania całej energii dostępnej od swojej gwiazdy. Typ ten byłby już w stanie emitować sygnały we wszystkich kierunkach jednocześnie.
  3. Typ III – cywilizacja zdolna do wykorzystania całej energii dostępnej w swojej galaktyce. Typ ten mógłby również emitować sygnały we wszystkich kierunkach, ale jest bardzo prawdopodobne, że nie miałby do tego żadnego powodu, gdyż i tak wiedziałby o nas wszystko i gdyby chciał się z nami skontaktować, zrobiłby to bezpośrednio już dawno temu.

  • z eksperymentów SETI wynika, że cywilizacje typu II prawdopodobnie nie istnieją, jeśli istnieje cywilizacja typu III to najwyraźniej nie chce się ona z nami komunikować. Pozostaje więc tylko szansa na kontakt z cywilizacjami typu I.
  • Założenia paradoksu Fermiego mogą być częściowo błędne – poszukiwania układów planetarnych, które są obecnie w toku, wskazują na to, że ich istnienie jest znacznie rzadsze od tego, które zakładano jeszcze kilkadziesiąt lat temu, co wydłuża i utrudnia czas rozprzestrzeniania się kolonii. Kwestia gęstości występowania układów planetarnych wciąż nie jest ostatecznie rozstrzygnięta, a szacunki różnych „szkół” w tym względzie są wciąż skrajnie rozbieżne.
  • Cywilizacje mogą się z różnych względów najpierw rozrastać, a potem zanikać. Czas rozwoju życia do poziomu cywilizacji typu I, licząc od powstania gwiazdy typu Słońca, szacuje się na minimum 2-3 miliardy lat. Stąd liczba cywilizacji typu I może być stale bardzo mała w skali galaktyki, a między okresami ich ekspansji i zaniku mogą istnieć bardzo długie okresy całkowitego braku istnienia inteligentnych cywilizacji.

 

Obecny program SETI rozpoczęto 19 września 1959 roku. W dwustronicowym artykule pt. Searching for Interstellar Communications opublikowanym na łamach Nature (które od dekad zajmuje się publikowaniem często przełomowych artykułów z dziedziny astronomii) przez dwóch młodych fizyków Philipa Morrisona i Giuseppe Cocconi'ego została opisana możliwość komunikowania się w przestrzeni kosmicznej za pomocą fal radiowych o długości 21 cm (1420 MHz).

 

Sygnał był wysyłany do grupy gwiazd M13, położonej ok. 25 000 lat świetlnych od Ziemi. Na skutek krytyki tego projektu został on jednak szybko zarzucony.

 

Pierwszy kontakt z obcymi cywilizacjami.

 

 

320px-Arecibo_message.svg.png

Pierwsza próba aktywnego kontaktu z obcymi miała miejsce w roku 1974 kiedy to wysyłano sygnał,

który miałby szansę dotrzeć do potencjalnych cywilizacji pozaziemskich. Sygnał był emitowany przez radioteleskop w Arecibo.

Był to przekaz liczący 1679 bitów, na który składała się mapa bitowa o rozmiarach 23 x 73 piksele, zawierająca podstawowe informacje 

o składzie chemicznym naszych ciał, schematyczny rysunek człowieka i samego radioteleskopu oraz położenie kuli ziemskiej w Układzie Słonecznym.

 

W roku 1979 na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley wystartował jeszcze jeden projekt SETI o nazwie SERENDIP (ang. Search for Extraterrestrial Radio from Nearby Developed Populations), który aktywnie działa do dziś. Równolegle w roku 1980 Sagan, Bruce Murray i Louis Friedman ruszyli z planem stworzenia niepublicznego stowarzyszenia Planetary Society, którego jednym z zadań miało być wspieranie projektów SETI.

 

W 1977 r. dokonano najbardziej tajemniczego odkrycia w ramach programu SETI – był to tzw. Sygnał Wow!. Do dnia dzisiejszego nie udało się ustalić wiarygodnego naturalnego źródła jego pochodzenia, co pozostawia sugestię, że jego źródłem mogło być życie pozaziemskie.

 

Sygnał WOW był bardzo silnym sygnałem radiowym odebranym przez dr. Jerry’ego R. Ehmana 15 sierpnia 1977 r. przy pomocy należącego do Uniwersytetu Stanowego Ohio radioteleskopu The Big Ear, prowadzącego nasłuch nieba w ramach programu SETI. Przyciągnął dużą uwagę jako potencjalnie sztucznie wytworzony i pochodzący spoza Układu Słonecznego. Trwał 72 sekundy, po tym czasie już się nie powtórzył.

 

Sygnał odebrano na częstotliwości bardzo bliskiej linii wodoru (21 cm) i miał niezwykle wąskie pasmo (poniżej 10 kHz). Czas odbierania sygnału wynikał z konstrukcji radioteleskopu, który skanował kolejne obszary nieba wraz z ruchem obrotowym Ziemi. Każdy punkt mógł obserwować przez 72 sekundy. Zgodnie z charakterystyką pozaziemskiego źródła, intensywność sygnału rosła przez pierwsze 36 sekund, a następnie malała.

 

Wow_signal.jpg

Wydruk sygnału Wow! z notką J. R. Ehmana. Horyzontalnie są kanały częstotliwości (każdy kanał obejmuje 10 kHz), wertykalnie czas (lub współrzędna położenia na niebie). Zapis podaje względną moc sygnału: spacja = od 0 do 1.0, 1 = od 1.0 do 2.0, ..., 9 = od 9.0 do 10.0, A = od 10.0 do 11.0, ... , U = od 30.0 do 31.0

 

W ostatnim czasie programy do poszukiwania życia pozaziemskiego były szeroko finansowane przez wiele organizacji, osób prywatnych oraz rządy wielu krajów. Wystarczy wspomnieć ostatnio wystartowane projekty Breakthrought, które dysponując wysokim budżetem i odpowiednimi zasobami ludzkimi będą starać się dowieść, że nie jesteśmy sami.

 

Według zapewnień naukowców znajdziemy życie pozaziemskie w ok. dekadę. Pożyjemy, zobaczymy.

 

 

 

Źródło:

 

sseti

seti.org

CreativeCommons

youtube

Od 75 lat USA pracuje nad globalnym ociepleniem

$
0
0
Jeszcze kilka lat temu ludzie sprzeczali się, czy mamy do czynienia z globalnym ociepleniem, czy nie. Obecnie nie mamy już wątpliwości, że temperatura na Ziemi wzrasta i to z taką prędkością, że jeśli jej nie wyhamujemy, to gatunek ludzki zginie w ciągu jednego czy dwóch najbliższych pokoleń. Obecnie, w oparciu o rządowe dokumenty, dowiadujemy się także, iż globalne ocieplenie było celem tajnych programów prowadzonych przez amerykański rząd, wojsko i korporacje od 75 lat.
Dołączona grafika
Sporządzony przez Harolda Saive’a i agencji Intel Hub obszerny raport szczegółowo opisuje historię poszukiwania przez ludzkość sposobów na podniesienie temperatury naszego globu. Większość z tych programów nie jest już żadną tajemnicą. Wśród nich znajdują się projekty rządowe czy militarne, a także prywatne badania naukowe czy programy korporacyjne. Wszystkie łączył jeden cel – wzrost średniej temperatury panującej na Ziemi.
Wiek XV – Nostradamus
Znany fizyk i uzdrowiciel jest pierwszą osobą w historii, która wspomina o ludzkości tworzącej broń i urządzenia zaprojektowane do kontroli światowej pogody. W opisie przyszłej wojny światowej zdominowanej przez technologię kosmiczną, w Centurii 6, Czterowiersz 44,
 
Nostradamus pisze:
 

„Nocą dla Nantes ukaże się Tęcza,
Morskimi kunsztami wywołają deszcz
W Zatoce Perskiej ogromna flota pójdzie na dno
W Saksonii narodzi się potwór z niedźwiedzia i maciory.”

Wers „Morskimi kunsztami wywołają deszcz” z niesamowitą wręcz dokładnością opisuje program, który aktualnie realizuje amerykańska armia.
1889 – Juliusz Verne

Sławny pisarz, naukowiec i marzyciel – Juliusz Verne, jest jedną z pierwszych znanych osób, którzy sugerowali, że człowiek nauczy się i zacznie ocieplać klimat Ziemi. W jego pracy z 1889 zatytułowanej: „Zakup bieguna północnego” Verne opisuje fikcyjną próbę podjętą przez bogaty amerykański Country Club, którzy chcą zmienić zamarznięty biegun północny w tropikalny raj i miejsce wakacyjnych wyjazdów.
Jednak ten bestseller z gatunku science-fiction nie był pierwszą publikacją, która opisała ten pomysł. 12 lat wcześniej, w 1877, geolog z Uniwersytetu Harvarda Nathaniel Shaler, zaproponował przekierowanie ciepłych wód Oceanu Atlantyckiego na Arktykę, chcąc w ten sposób stopić lód i podnieść temperaturę.  Dodam jeszcze, że kiedy Juliusz Verne jako pierwszy napisał o człowieku na księżycu, wszyscy myśleli, że zwariował. A jednak jego bestseller „Z Ziemi na Księżyc” okazał się całkiem proroczy.
Nowy Jork tropikalnym rajem?
 
Dołączona grafika
Przesuńmy się o kolejne dwie dekady naprzód, na początek kolejnego wieku. W owym czasie, podobnie jak bogaci inwestorzy, którzy marzyli o zmianie klimatu i czerpaniu zysków z wakacji na biegunie północnym, politycy z Nowego Jorku mieli podobne marzenie odnośnie do Big Apple. Senator Nowego Jorku w latach 1917-1923, William Calder, próbował przywłaszczyć i przeznaczyć 100 000 dolarów właśnie na ten cel. A Washington Post tak pisał wtedy o Nowojorczykach i ich programie globalnego ocieplenia:
„Ludzie będą zbierali pomarańcze z drzew  w Central Parku, zrywali kokosy z palm rosnących wzdłuż Battery i polowali na krokodyle w pobliżu Statuy Wolności.”
W 1912 inżynier z Nowego Jorku, Carroll Livingston Riker, zaproponował budowę czegoś w rodzaju „falochronu” wzdłuż wybrzeża Nowej Funlandii, który to przesunąłby oś obrotu Ziemi i stworzyłby tropikalny raj w Nowym Jorku. W tamtych czasach gazeta New York Times określiła tą propozycję jako: „coś niesamowitego”.
Idea ocieplenia klimatu zaczyna się rozprzestrzeniać

Dzięki opisom Nostradamusa, Juliusza Verne i wielu innych wizjonerów rządy, przemysłowcy i naukowcy ruszyli do wyścigu o wynalezienie metody lub maszyny, która podniosłaby temperaturę panującą na Ziemi. Kierowały nimi zarówno pogoń za bronią militarną lub pieniędzmi, a nawet pobudki humanitarne.
W 1929 fizyk i inżynier pochodzenia niemiecko-węgierskiego, Hermann Oberth, zaproponował jeden z bardziej realnych pomysłów, choć wtedy uważano, że jest on szalony. Naukowiec postulował, aby wybudować ogromne lustra na stacji kosmicznej, które kierowałyby promieniowanie słoneczne na biegun północny. W konsekwencji na dalekiej północy można by było zamieszkać, a po wcześniej zamarzniętych wodach arktycznych pływałyby komercyjne statki.
II Wojna Światowa i osiągnięcia nazistów
Tuż po zakończeniu II Wojny Światowej każdy z wygranych krajów alianckich próbował z rekrutować, kupić lub zwyczajnie porwać naukowców z nazistowskich Niemiec. Od samolotów odrzutowych i pocisków manewrujących po rozszczepienie jądrowe i podróżowanie w czasie – przez ponad nazistowscy naukowcy pracowali nad najbardziej szalonymi pomysłami, jakie mógł wymyślić człowiek. Wyścig po
naukowców objął także tych, którzy badali kwestię kontrolowania pogody i globalnego ocieplenia. Chciano sprawdzić, jak daleko zaszli oni w swoich pracach.
W 1945 Sekretarz Generalny Unesco, Julian Huxley, dodał głos rządu światowego do tej debaty. Zaproponował on, by Stany Zjednoczone odpaliły bomby atomowe nad biegunem północnym i w ten sposób podniosły temperaturę Oceanu Arktycznego, co wpłynęłoby na temperaturę całej półkuli północnej. Artykuł z 1946 w New York’s Village Voice pisze, że propozycja Huxley’a była jedną z wielu propozycji dotyczących globalnego ocieplenia w tym czasie.
W 1958 do badań przystąpili naukowcy ze Związku Radzieckiego. Rosjanie zaproponowali wiele rozwiązań, które podniosłyby temperatury na świecie i uczyniłyby półkulę północną bardziej przystępną do zamieszkania i bardziej dochodową. Roszcząc sobie prawo do bieguna północnego i jego ogromnych zasobów surowców energetycznych, radzieccy uczeni zaproponowali wprowadzenie cząstek metalicznego potasu na orbitę Ziemi. Inżynier M. Gorodsky i meteorolog Valentin Cherenkov uważali, że w ten sposób wzrośnie promieniowanie słoneczne w rejonie Arktyki, co podniesie temperatury panujące w Rosji, Kanadzie i na Alasce. Inna ich propozycja dotyczyła budowy tamy, która kierowałaby ciepłe wody z Zatoki do wybrzeży Arktyki.
Do akcji wkraczają koncerny energetyczne
Jeszcze w 1958 przedsiębiorstwa paliwowe dołączyły do amerykańskich i radzieckich naukowców szukających sposobu na podniesienie temperatury na świecie, co otworzyłoby biegun północny dla przemysłu i biznesu. W tym samym roku rosyjski inżynier naftowy, P. M. Borisov, zaproponował pokrycie Grenlandii czarnym pyłem, który przyciągnąłby promienie słoneczne i, w efekcie, podniósłby temperaturę. W tym samym czasie firma Atlantic Richfield zaproponowała eksplozje 100 bomb nuklearnych w Kanadzie, które stopiłyby roponośne piaski w Albercie. Wybuchy miały spowodować popękanie terenu, co ułatwiłoby dostęp do maleńkich złóż ropy naftowej.
4 lata później, w 1962, meteorolog Harry Wexler z MIT zmarł na atak serca a wyniki jego badań udostępniono innym naukowcom. Wexler eksperymentował z innym, wtedy kontrowersyjnym, tematem, tj. wprowadzeniem  chloru i bromu do warstwy ozonowej. W tamtych czasach uważano bowiem, że likwidacja lub zmniejszenie warstwy ozonowej zwiększy promieniowanie i ilość ciepła docierających do naszej planety.
Do akcji włącza się armia USA
Podczas gdy amerykańskie i radzieckie korporacje próbowały podnieść temperaturę na świecie po to, by następnie czerpać z tego zyski, to celem rządu radzieckiego było zdobycie kolejnych terytoriów i zwiększenie strefy swoich wpływów. Rząd Stanów Zjednoczonych kierował się w jeszcze inną stronę – amerykańskie wojsko chciało wykorzystać opracowane technologie zmieniające pogodę do stworzenia broni masowego rażenia.
Na posiedzeniu amerykańskiej Komisji Senackiej z 1958 potwierdzono, że amerykańska armia prowadziła wiele tajnych programów mających na celu zmianę światowych temperatur i pogody. Tytuł posiedzenia brzmiał: „Komisja ds. Handlu Międzystanowego i Międzynarodowego, Badania nad kontrolą pogody.”
W raporcie z tego posiedzenia cytuje się starszego doradcę Białego Domu ds. modyfikacji pogody, kapitana Howarda Orville’a, zeznającego, że
 

„Departament Obrony badał techniki kontroli wyładowań na ziemi i na niebie oraz ich wpływ na pogodę za pomocą wiązki elektronów w celu jonizacji i dejonizacji atmosfery na określonym obszarze.”

 
Opisując sposób, w jaki wojsko wykorzysta te programy Orville wyjaśnił, że „opary sodu wypuszczane przez odrzutowce przechwytujące promienie słoneczne” będą rozpylane nad terytorium wroga.
Kiedy wojsko amerykańskie publicznie przyznało się do brania udziału w próbach podwyższenia temperatury panującej na świecie, do projektu oficjalnie dołączyli naukowcy. Niemalże zaraz po tym, jak odtajniono programy ZSRR i Stanów Zjednoczonych, Państwowa Akademia Nauk zaleciła stworzenie „Panelu ds. modyfikacji pogody i klimatu”.
Nagły zwrot akcji
Do wyścigu, którego celem było podwyższenie temperatury na Ziemi, a na który rządy i korporacje wydały dotychczas miliony dolarów, dołączyli naukowcy w liczbie większej niż kiedykolwiek dotychczas. To doprowadziło do niespodziewanego odkrycia w 1966, które wstrzymało pracę większości światowych badaczy i meteorologów. Jednakże wojsko i korporacje zamierzały kontynuować swoje eksperymenty, przenosząc je do podziemia.
Wyniki badania, opublikowane w 1966 wskazywały, że średnia temperatura na Ziemi już wzrasta i to od momentu rozpoczęcia masowej industrializacji. Międzynarodowy klimatolog i przewodniczący Panelu ds. Modyfikacji Pogody i Klimatu, dr Gordon J.F. MacDonald, ujął to tak:
 

„Dwutlenek węgla, wprowadzany do atmosfery od wybuchu rewolucji przemysłowej, już spowodował wzrost temperatury dolnej atmosfery o kilka dziesiątych stopnia Fahrenheita.”

 
Do wniosku, że spalanie paliw kopalnych doprowadziło do podgrzania temperatury na Ziemi, doszedł także oceanograf Roger Revelle. Revelle był weteranem II Wojny Światowej i brał udział w tajnych programach, które pomogły amerykańskiej armii przeprowadzić podwodne detonacje ładunków nuklearnych. On także przewodził Komisji w Państwowej Akademii Nauk.
Tajne operacje mające na celu ocieplenie klimatu
Kiedy w 1966 naukowcy odkryli, że emisja CO2 powoduje globalne ocieplenie w zabójczym tempie, większość naukowców i rządów natychmiast zaprzestało swoich prac w tej materii – ale nie rząd amerykański. Ze swoimi krótkowzrocznymi, a nawet ślepymi ambicjami, główne agencje rządowe i organizacje naukowe uruchomiły tajne programy, które miały przyspieszyć proces ocieplania grobu.
Pochodzące z 1966 raporty, dokumenty i programy świadczą o zaangażowaniu rządu Stanów Zjednoczonych w pracach nad podniesieniem temperatur globu. Poniższa lista stanowi jedynie część z nich:
 
  • „Obecne i przyszłe plany agencji federalnych w kwestii modyfikacji pogody i klimatu” – sporządzone przez Międzywydziałową Komisję ds. Nauk o Atmosferze
  • „Rekomendowany Narodowy Program ws. Modyfikacji Pogody” – raport sporządzony przez NASA dla Międzywydziałowej Komisji ds. Nauk o Atmosferze
  • „Zespół ds. Modyfikacji Pogody i Klimatu do Komisji ds. Nauk o Atmosferze BAS-NRC – zalecenia dotyczące członkostwa.”
  • „Specjalna Komisja ds. Modyfikacji Pogody – Państwowa Fundacja Nauk
  • Memorandum dla dr Homer E. Newel’a od J. Herberta Hollomon, Przewodniczącego ICAS „Dotyczy: Narodowego Programu Modyfikacji Pogody, z dn. 21.06.1966.”
  • „Zespół NASA ds. Badań nad Modyfikacją Pogody – działania, członkostwo, chronologia spotkań oraz kompilacja materiałów pomocniczych.”
  • „Trendy i zalecenia do budżetu dla Narodowego Programu Modyfikacji Pogody.”
Wszystkie wyżej wymienione pochodzą z 1966, co oznacza, że jeszcze przed końcem tego roku rząd Stanów Zjednoczonych tak się zorganizował, aby usunąć swoje badania nad globalnym ociepleniem z pola widzenia społeczeństwa. Ze struktury i planów opisanych w w powyższych dokumentach widać, że całością kierować ma NASA. Nowa tajna grupa rządowa została dokładnie określona w liście z amerykańskiej agencji kosmicznej do Państwowej Akademii Nauk. Jednym z zaleceń było, by każda z agencji dzieliła się swoimi odkryciami, ale by finansowano je osobno, po to, by uniknąć zdemaskowania.
Dzisiejsza broń pogodowa – broń masowego rażenia
Przez ostatnich 40 lat prace amerykańskiego rządu na rzecz opracowania broni pogodowej i podniesienia temperatury na Ziemi były tajne.
Jakiekolwiek pytania ze strony społeczeństwa dotyczące tych projektów spotykały się z wściekłymi atakami ze strony mediów należących do korporacji. Jednak w 1996 niespodziewanie armia amerykańska przyznała się do tego procederu.
W tym roku Amerykańskie Siły Powietrzne opublikowały dokument zatytułowany „Pogoda jako czynnik zwiększający potencjał militarny: posiadanie pogody do roku 2025.” Ten 52-stronicowy raport jest częścią ogólnej strategii rządowej przyjętej mającej na celu unowocześnianie technologii militarnej jako części projektu „Siły Powietrzne 2025.”
Dołączona grafika
We wstępie do raportu podsumowano ostatnie 40 lat zleconych przez rząd tajnych eksperymentów wojskowych. A co do planów mających urzeczywistnić cel zaplanowany na 2025 czytamy:

„Obecne technologie, które zostaną dopracowane w ciągu następnych 30 lat, zaoferują wszystkim posiadającym potrzebne środki możliwość wpływania na pogodę i osiągania dzięki temu pożądanych efektów, przynajmniej na skalę lokalną. Obecne trendy demograficzne, ekonomiczne i środowiskowe będą tworzyć globalne napięcia, które spowodują, że wiele państw czy grup uzna możliwość modyfikacji pogody za swoją konieczność”.

W Stanach Zjednoczonych modyfikacja pogody stanie się prawdopodobnie częścią bezpieczeństwa narodowego, wykorzystywaną zarówno na użytek wewnętrzny jak i na arenie międzynarodowej.  Nasz rząd będzie korzystał z tej broni zależnie od swoich potrzeb i w różnym stopniu. Może to być  działanie jednostronne, udział w strukturach bezpieczeństwa takich jak NATO, członkostwo w międzynarodowych organizacjach takich jak ONZ czy uczestnictwo w koalicjach. Zakładając, że w 2025 nasza strategia bezpieczeństwa narodowego będzie obejmować modyfikację pogody, naturalnie pojawi się możliwość korzystania z niej przez naszą armię. Poza innymi korzyściami dostarczy nam ona zdolności operacyjnej, w tym możliwość powstrzymania i przeciwdziałania naszym potencjalnym wrogom.
W niniejszym raporcie udowadniamy, że właściwe korzystanie z modyfikacji pogody może dać nam przewagę na polu bitwy w stopniu, o jakim nawet nie marzyliśmy. W przyszłości takie operacje wzmocnią naszą przewagę powietrzną i kosmiczną oraz dostarczą nowych opcji w kształtowaniu i świadomości pola bitwy. Ta technologia już jest, czekając byśmy złożyli jej elementy. W 2025 możemy „Posiąść pogodę”.
 
Dołączona grafika
Angels Don't Play This HAARPTak więc podczas gdy świat spiera się  co do zasadności idei globalnego ocieplenia, a naukowcy desperacko walczą, by je zatrzymać, amerykański rząd aktywnie pracuje nad tym, aby podnieść temperaturę na naszym świecie i opracować technologie, które wykorzystają zjawiska pogodowe jako broń masowego rażenia.
W swojej książce pt. „Anioły nie grajcie w HAARP„, autorzy Jeanne Manning i Nick Begich przedstawiają chronologiczną listę oficjalnych rządowych programów i projektów, których celem jest kontrola pogody. Te działania nie ucichły podczas prezydentury Baracka Obamy, co udowadnia wyszczególniony w książce program z 2009 prowadzony przez amerykański Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatytułowany:
 

„Operacja HAMP – operacja Departamentu Bezpieczeństwa Narodowego mająca na celu modyfikację i sterowanie huraganami i geoinżynieryjnymi aerozolami.”

 
Źródło: http://www.whiteoutp...ernment-program
Tłumaczenie: Xebola
 

Żydowska Puszka Pandory - Dybbuk Box

$
0
0

"Wszystkie wydarzenia które zaraz opiszę zdarzyły się naprawdę i mogą być potwierdzone dzięki kopiom rejestrów szpitalnych i oświadczeń przysięgłych, które dołączam jako część oferty.
 
We Wrześniu 2001 roku brałem udział w wyprzedaży majątku w Portland w stanie Oregon. Przedmioty na aukcji należały do kobiety, która odeszła w wieku lat 103. Jej wnuczka poinformowała mnie jej babka urodziła się w Polsce gdzie się wychowała, wyszła za mąż, założyła rodzinę i żyła, aż została zesłana do nazistowskich obozów koncentracyjnych podczas II Wojny Światowej. Przeżyła jako jedyna z całej swojej rodziny. Straciła rodziców, braci, siostrę, męża, dwójkę synów i córkę. Jej samej udało się przetrwać obóz i uciec z kilkoma innymi więźniami do Hiszpanii gdzie żyła do końca wojny. Podobno w Hiszpanii weszła w posiadanie skrzynki na wino. Skrzynka była jednym z trzech przedmiotów, które zabrała ze sobą do kiedy wyemigrowała do USA. Pozostałe dwa to kufer i skrzynka z przyborami do szycia. 
 
Wykupiłem skrzynkę na wino wraz z pudełkiem na przybory do szycia i kilkoma meblami. Po aukcji wnuczka kobiety powiedziała mi "Widzę, że kupiłeś Skrzynię Dybbuk'a (Dybbuk Box)". Chodziło jej o skrzynię na wino, którą nabyłem. Zapytałem się jej czym jest "Dybbuk Box". Odpowiedziała mi że, jej babcia zawsze trzymała skrzynkę w swoim pokoju, była zawsze zamknięta. "Babcia nazywała ją Skrzynią Dybbuk'a". Kiedy spytała kobietę co jest w środku ta splunęła trzy razy przez palce i powiedziała, że Dybbuk i Kaselim. Powiedziała też, że skrzynia nie może być nigdy otworzona. Wnuczka poinformowała mnie też, że babcia pragnęła by skrzynia została zakopana z nią w grobie. Niestety takie życzenie było przeciwko przeciwne do zasad żydowskiego pochówku więc jej prośba nie została spełniona. Zapytałem się wnuczki czym są Dybbuk i Keselim, niestety nie wiedziała. Nie chciała też otworzyć ze mną skrzyni. Jej babka była bardzo stanowcza i poważna kiedy mówiła jej, że skrzyni nie wolno otwierać więc ta postanowiła uszanować jej życzenie. 
 
Zaproponowałem jej że zwrócę jej skrzynię jednak odmówiła mi słowami "Nie, nie ty to kupiłeś!"

Kiedy powiedziałem, że nie potrzebują zwrotu pieniędzy i, że skrzynkę dostanie za darmo wyraźnie się zezłościła i stanowczo odmówiła. Kiedy starałem się porozumieć krzyczała tylko "Nie chcemy tego!" zaczęła płakać i odesłała mnie do wyjścia. Wziąłem więc to co kupiłem i odszedłem.
 
W czasie kiedy kupiłem skrzynkę byłem w posiadaniu małego zakładu odnowy antyków. Postawiłem mój nabytek w mojej pracowni, która znajdowała się w piwnicy. Miałem zamiar ją odnowić i dać na urodziny w prezencie mojej matce. Jakoś dziwna sytuacja podczas sprzedaży nie zaprzątała mi głowy. Otworzyłem sklep i poszedłem załatwić kilka spraw zostawiając sklep pod opieką młodej ekspedientki. 
 
Pół godziny później ktoś zadzwonił na moją komórkę. To była moja ekspedientka, była skrajnie wystraszona. Zaczęła krzyczeć, że ktoś jest w mojej pracowni, rozbija szkło i przeklina. Napastnik zamknął wszystkie wyjścia i nie mogła się wydostać. Chciałem zadzwonić na policję, ale bateria w moim telefonie rozładowała się. Szybko wsiadłem do mojego samochodu i pędziłem do sklepu osiągając w pewnym momencie prędkość 161 km/h.  Kiedy przybyłem do sklepu rzeczywiście wszystkie bramy były zamknięte. Wszedłem do środka i zastałem moją ekspedientkę zapłakaną w kącie. Pobiegłem do piwnicy. Na końcu schodów uderzył mnie intensywny zapach kociej uryny (w moim sklepie nigdy nie było żadnych kotów). Żarówki nie działały. Jak się później okazało wszystkie żarówki w mojej pracowni były rozbite. Dziewięć normalnych jarzeniówek zostało rozbitych,a dziesięć świetlówek leżało na podłodze w kawałkach. Nie znalazłem niestety napastnika, a z mojej piwnicznej pracowni jest tylko jedno wejście, więc intruz wychodząc spotkałby się ze mną twarzą w twarz. Tak się jednak nie stało. Chciałem porozmawiać z ekspedientką niestety nie było jej już w sklepie. 
 
Nigdy już nie wróciła do pracy (pracowała dla mnie 2 lata). Nie chciała rozmawiać ze mną o tym co stało się tego dnia. Nigdy bym nie pomyślał, że mogło to mieć jakiś związek z tajemniczą skrzynką.
 
Jak już wspomniałem eksponat po renowacji miał być prezentem urodzinowym dla mojej matki. Dwa tygodnie po zakupie zabrałem się za robotę. Odkryłem, że skrzynka ma bardzo ciekawy mechanizm. Otwierając drzwiczki sprawiał on, że otwierały się drzwi na przeciwko i wysuwała się mała szufladka. Było to bardzo sprawnie zrobione. W środku znajdowały się następujące przedmioty: Jedna moneta U.S z 1928 roku, jedna moneta U.S z 1925 roku, pukiel blond włosów (spięty wstążką), pukiel ciemno brązowych/czarnych włosów (spięty wstążką), granitowa tabliczka z wyrytymi w hebrajskimi znakami (powiedziano mi, że znaki wyryte na tabliczce wymawia się SHALOM), jeden ususzony pączek róży, mały złoty pucharek oraz dziwny czarny świecznik z nóżkami w kształcie macek ośmiornicy.
 
Zatrzymałem wszystkie przedmioty i starałem się zwrócić je do rodziny właścicielki skrzynki. Odmówili jednak więc sprzedam przedmioty w ofercie wraz ze skrzynką.
 
Po otwarciu skrzyni postanowiłem, że nie trzeba jej odnawiać. Była w bardzo dobrym stanie więc wyczyściłem ją tylko i nasmarowałem olejem cytrynowym. Wtedy dostrzegłem, że na skrzynce wyryta jest inskrypcja po hebrajsku. Nie miałem pojęcia co było tam napisane. Kiedy nadszedł czas urodzin 28 Października 2001 roku moja matka poinformowała mnie, że świętowanie urodzin będzie trzeba przełożyć ponieważ wyjeżdża z moją siostrą poza miasto. Trzy dni później 31 Października 2001 roku moja mama przyszła do mnie do sklepu. Mieliśmy iść razem na urodzinową kolację, ale najpierw wręczyłem jej skrzynkę w prezencie. Wydawało mi się, że się jej spodobała. Kiedy oglądała skrzynkę odszedłem na chwilę wykonać telefon. Zaledwie pięć minut później jedna z moich pracownic przybiegła do mnie krzycząc, że coś jest nie tak z moją matką. 
 
Kiedy przybiegłem zobaczyłem jak moja mama siedziała na krześle ze spuszczoną głową. Jej twarz nie miała żadnego wyrazu a łzy spływały po jej policzkach. Starałem się z nią porozumieć nie dałem rady. Nie mogła się ze mną porozumieć. Okazało się, że miała wylew. Karetka zabrała ją do szpitala. Doznała częściowego paraliżu i nie mogła mówić (później umiejętność mowy wróciła). Rozumiała rzeczy, które się do niej mówiło i mogła odpowiadać wskazując na litery alfabety. Kiedy spytałem się jej o to co się stało dnia którego dostała wylewu. Wskazała na literku N-O G-I-F-T (tłumacz "nie, prezent" albo "nie ma prezentu"). Powiedziałem jej, że przecież dałem jej prezent ona odpowiedziała wskazując litery H-A-T-E G-I-F-T ("nienawidzić prezent"). Zaśmiałem się i powiedziałem żeby się nie przejmowała, przeprosiłem za nieudany prezent i dodałem że jeśli będzie się starać powrócić do zdrowia kupię jej co będzie chciała.
 
Nadal nie spodziewałem się, że wydarzenia te mogły być związane ze skrzynką. Właściwie nie wierzyłem w wydarzenia paranormalne, aż do wydarzeń z ostatniego miesiąca.
 
Postaram się teraz skrócić dalsze wydarzenia. Postanowiłem dać skrzynkę mojej siostrze. Przeleżała u niej tydzień i po tygodniu zwróciła ją mi. Narzekała, że nie może zamknąć drzwiczek do skrzynki. Za każdym razem kiedy starała się je zamknąć chwile później znowu były otwarte. Skrzynka nie ma żadnych sprężyn ani mechanizmu, który otwierałby drzwi. U mnie w warsztacie nigdy się nie otwierała. Postanowiłem dać przedmiot do mojego brata i jego żony. Wrócił do mnie po trzech dniach. Mój brat powiedział, że skrzynka pachniała dla niego jak jaśmin, lecz dla jego żony wydzielała wyraźny zapach kociej uryny. Podarowałem skrzynkę mojej dziewczynie, która po zaledwie dwóch dniach poprosiła mnie żebym ją sprzedał. Sprzedałem skrzynkę uroczej starszej parze. Trzy dni później znalazłem skrzynkę u drzwi do mojego sklepu. Miała przyczepioną karteczkę z napisem "This has a bad darkness" ("To ma złą ciemność" /w sobie/). Nie miałem pojęcia co to znaczyło jednak skończyło się na tym że zabrałem skrzynkę z sobą do domu. Wtedy sprawy się pogorszyły.
 
Po przyniesieniu jej do domu zaczęły napadać mnie straszne koszmary. Wyglądały mniej więcej tak: Idę z przyjacielem najczęściej z kimś kogo znam i komu ufam w śnie, patrzę nagle w oczy osoby, która ze mną jest i zdaję sobie sprawę, że patrzy na mnie coś o przerażającego co nie jest moim przyjacielem. Mój przyjaciel zmienia się w coś co mógłbym opisać tylko jako najbrzydsza, demonicznie wyglądająca, stara baba jaką kiedykolwiek widziałem. Zaczyna mnie strasznie bić i wrzeszczeć, a kiedy wstaje znajduję rany i siniaki w miejscach w których zostałem pobity. Nadal nie zdawałem sobie sprawy ze źródła tych problemów.
 
Miesiąc temu moja siostra, mój brat oraz jego żona zatrzymali się u nas na noc. Następnego ranka podczas śniadania moja siostra opowiedziała nam o strasznym koszmarze który męczył ją przez noc. Powiedziała, że miał go już kilka razy wcześniej, a później w szczegółach opisała sen, który mnie nękał. Mój brat i jego żona zastygli podczas słuchania tej historii, ponieważ (jak się później okazało) mieli identyczny sen tej samej nocy oraz podczas kilku innych. Włosy stanęły mi dęba. Ustaliliśmy, że koszmary zdarzały się akurat podczas nocy kiedy skrzynka przebywała u każdego z nas. Zadzwoniłem do mojej dziewczyny i spytałem czy ostatnio miewała jakieś koszmary. Odpowiedziała, że tak oraz opisała identyczną starą babę jaka nękała nas wszystkich w snach. Kiedy spytałem się o datę kiedy miała koszmary odpowiedziała, że nie pamięta dokładnie. Później spytałem się czy przypadkiem nie było to noc przed tym jak oddała mi skrzynkę do sprzedaży. Odpowiedziała "Tak! Chwila... Skąd możesz to wiedzieć?!".
 
Od czasu naszej rodzinnej dyskusji cała sprawa poważnie się skomplikowała. Tydzień później zacząłem widzieć rzeczy, które mogę opisać jako dziwne cieniste postaci kątem mojego oka. Goście w moim domu także to widzieli. Położyłem skrzynkę w składziku na dworze, lecz później w nocy obudził mnie alarm przeciwpożarowy. Gdy poszedłem sprawdzić co się pali jedyne co zastałem to przerażająco mocny zapach kociej uryny. NIGDY NIE MIAŁEM KOTA I NADAL GO NIE POSIADAM. Wybiegłem na dwór i złapałem skrzynkę. Zabrałem ją do domu i starałem się znaleźć o niej informacje w internecie. Byłem jednak tak zmęczony, że zasnąłem na klawiaturze komputera. Miałem ten sam okropny koszmar. Gdy wstałem około 4:30 (gdy poczułem czyjś oddech na moim karku) okazało się, że w moim domu intensywnie pachnie jaśminem. Kątem oka dostrzegłem GIGANTYCZNĄ ciemną postać która zniknęła gdy tylko na nią spojrzałem.
 
Zniszczyłbym skrzynkę w sekundę, ale boje się, że mogę rozgniewać coś co jest poza moim rozumowaniem. Powiedziano mi, że na eBay są ludzie, którzy rozumieją takie sprawy i skupują takie przedmioty. Jeśli jesteście tymi ludźmi błagam, błagam kupcie tą skrzynkę i zróbcie z nią co tylko wam się podoba.
 
Pomóżcie mi.
 
Jak widzicie nie ma ceny wywoławczej ani minimalnej stawki. Jeśli sprawicie, że skrzynka zniknie z mojego życia oddam ją za każde pieniądze.
 
Wymiary to 12.5" x 7.5" x 16.25"
 
WSZYSTKIE PRZEDMIOTY ZNALEZIONE W SKRZYNI SĄ CZĘŚCIĄ OFERTY I ZOSTANĄ WYSŁANE WRAZ Z PRODUKTEM.
 
12 Czerwca 2003 roku o godzinie 02:15:30 PTD sprzedawca zaktualizował ofertę:
 
Nie mam możliwości żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania zadane mi przez e-mail więc podam kilka odpowiedzi na te najpopularniejsze.
 
1. Nie, nie jestem religijny.
 
2. Nie, nie chcę żadnego rodzaju egzorcyzmów, seansów albo śledztw paranormalnych w moim domu.
 
3. Nie, nie sprzedam oddzielnie żadnych rzeczy, które znajdowały się w skrzynce.
 
4. Nie, nie mówię po hebrajsku i nie wiem co oznacza "Kaselim", nie wiem nawet czy to słowo jest hebrajskie.
 
5. Pod koniec aukcji chcę porozmawiać ze zwycięzcą z dwóch powodów:
 
a) Żeby upewnić się, że osoba, której sprzedałem skrzynkę jest osobą w pełni dorosłą, która zapoznała się z tym co napisałem i jest w pełni świadoma swoich decyzji.
 
b) By udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania jakie zostaną zadane, których odpowiedzi nie można wywnioskować z tego co napisałem. Skrzynka może być dowieziona przez sieci takie jak U.S.MAIL, FED-EX i UPS do zwycięzcy aukcji. Po wykonaniu czynności, o których powiedziałem nie mam związku z tym co dzieje się dalej z eksponatem w jakimkolwiek kształcie lub formie, Zdania nie zmienię.
 
6. Do wszystkich, którzy zaoferowali modlitwę za mnie, mimo, że nie jestem religijny jestem otwarty na każdą opcje, która może pomóc. Więc nie ważne jakiej jesteście religii - DZIĘKUJE!
 
 
14 Czerwca 2003 roku o godzinie 05:21:06 PTD sprzedawca zaktualizował ofertę:
 
Dodatkowo: Nie będę wykonywał żadnych ofert poza tą aukcją - NAWET ZA CENĘ WIĘKSZĄ NIŻ PODA ZWYCIĘZCA AUKCJI. Jeśli macie pieniądze jakie mi oferujecie możecie podbić aukcję zamiast dokonywać ze mną personalnych ofert. Myślę, że rozumiecie moje podejrzenia.
 
DODATKOWO:
 
Dla tych którzy chcą wiedzieć czy nadal odczuwam coś nadnaturalnego. Wszystko było OK, aż do piątku 13 Czerwca kiedy znalazłem wszystkie 10 rybek w nowym akwarium MARTWE.
 
Mam szczerą nadzieje, że wszystko niedługo się skończy."

(Opis aukcji oryginalnego właściciela skrzynki na eBay; Tłumaczenie: Własne)
 

DBox_250_082412.jpg


Dybbuk Box (ew. Dibbuk Box) to skrzynka na wino nawiedzana podobno przez stworzenie z religii żydowskiej zwane Dybbuk. 
 
Skrzynka została nabyta przez Kevina Mannisa. Jak opisał w swojej aukcji nabył ją na wyprzedaży majątku polskiej Żydówki imieniem Havela, która przeżyła Holokaust. Wnuczka opisała mu historię skrzyni oraz odmówiła zwrotu. Znalazł on przedmioty o których napisałem w tłumaczeniu. Nabywcą skrzynki był  Iosif Neitzke student Truman State University w Kirksville, Missouri. Zeznał, że skrzynka spowodowała wypalenie wszystkich żarówek w jego domu oraz wypadnięcie wszystkich jego włosów. Jason Haxton, Dyrektor Museum of Osteopathic Medicine w Kirksville, Missouri śledził poczynania Neitzka na jego blogu. To on odkupił od niego skrzynkę i wydarzenia związane z przedmiotem opisał w swojej książce "The Dibbuk Box". Twierdził, że przedmiot spowodował u niego wysypkę, krwawe kaszle oraz rany na całym ciele. Skrzynka została poddana wielu badaniom. Haxton skontaktował się Rabinem by omówić sprawę. Zlecił on zrobienie "arki" dla skrzynki z drzewa akacjowego (takiego użyto do zbudowania świątyni Salomona). Haxton poprosił więc znajomego Amisza o pomoc w wykonaniu Arki oraz reprodukcji samej skrzynki. Po skończeniu prawdziwa skrzynia została ukryta.
 
research-9.jpg  research-10.jpg  research-11a.jpg  research-21.jpg
(Na obrazkach widzimy: Drewno z którego została zrobiona Arka, Amisza który ją zbudował, oryginał oraz nieskończoną reprodukcję skrzyni oraz Arkę bliską ukończenia)
 
Badania przeprowadzone nad skrzynią:
 
research-13.jpg research-14.jpg research-15.jpg research-16.jpg research-18.jpg
 
(podczas badań pojawiła się plaga robaków i skorpionów oraz bardzo szybko rozwinęła się pleśń)
 
Notatki z badań:
 
 
research-7.jpg research-8.jpg
 
 
Prawdziwa Skrzynia po lewej reprodukcja po prawej:
 
research-11b.jpg
 
Jako ciekawostkę dodam, że motyw skrzynki był wykorzystywany w filmie "The Possesion" (Kroniki Opętania) z 2012 roku (w tym roku została także napisana książka Haxona
 
Źródła:
http://www.dibbukbox.com/research.htm
http://www.dibbukbox.com/story.htm (oryginalny tekst z eBay)
https://en.wikipedia...wiki/Dybbuk_box
http://www.paranorma...dybuk/?hl=dybuk (więcej o tym czym dokładnie jest Dybbuk na forum)

Największy wulkan w Układzie Słonecznym

$
0
0

Jeśli pada pytanie o największy wulkan (bądź górę jeśli wolicie) w naszym układzie słonecznym to odpowiedź nie może być inna niż Olympus Mons. Gigantyczny wulkan, przy którym Ziemskie góry nie wydają się już tak duże, robi wrażenie i warto przyjrzeć mu się bliżej.

 

Olympus_Mons.jpg

foto / wiki

 

Olympus Mons to wygasły wulkan tarczowy (jako że ma szeroki i spłaszczony stożek). Tej formacji nie można porównać do niczego co można zobaczyć na Ziemi. W stożku zmieściłaby się niemal cała Polska. Powstał on w wyniku powolnego i długotrwałego wycieku lawy, przez co jego zbocze jest nachylone pod niewielkim kątem.

 

Na podstawie danych badawczych wysyłanych przez sonde Mars Global Surveyor spekuluje się, że ostatnia erupcja tego wulkanu miała miejsce od 10 do 20 milionów lat temu. Obecnie sądzi się, że na Marsie nie ma procesów geologicznych, nie dochodzi do erupcji, nie występują też trzęsienia ziemi.

 

320px-Olympus_Mons.jpeg

foto / wiki

zdjęcie wykonane przez sondę Mars Global Surveyor.

 

Olympus Mons ma ok. 550 km szerokości u podstawy, można dostrzec wyraźnie zaznaczone klifowe krawędzie, a znajdujący się na wierzchołku krater jest długi na 85 km, szeroki na 60 km oraz głęboki na 3 km.

 

Lokalizacja wulkanu to region zwany Aureolą Olympus Mons, poprzecinanym znaczących rozmiarów grzbietami i blokami skalnymi, rozciągającymi się do 1000 km od szczytu. Tak duża wysokość Olympus Mons prawdopodobnie wynika z faktu, iż na Marsie nie istnieją płyty tektoniczne.

 

1920px-Olympus_Mons_topography.jpeg

foto / wiki

Topografia Olympus Mons, skala pionowa dziesięciokrotnie zwiększona w stosunku do rzeczywistej.

 

 

Olympus Mons jest najmłodszym z największych wulkanów występujących na Marsie. Gdyby przyrównać go do Mount Everest znajdowałby się trzykrotnie wyżej nad poziomem morza.

 

Według naukowców powstał on w Okresie Amazońskim, a więc najmłodyszm okresie w geologicznej historii Czerwonej planety, który rozpoczął się ok. 3 miliardów lat temu i trwa po dziś dzień,

 

olympus-mons.jpg

foto / martianchronicles.files.wordpress.com

image047.gif

foto / http://math-ed.com

Porównanie rozmiarów Olympus Mons z Mount Everest lub Mauna Kea.

 

W okresie amazońskim zanotowano dziesięciokrotny spadek aktywnośćiu wulkanicznej w porównaniu do wcześniejszego okresu hesperyjskiego i generalnie ograniczała się do wulkanicznych prowincji Tharsis oraz Elysium. Tempo erozji i wietrzenia zdecydowanie zmalało. Okres ten generalnie jest zimny i suchy, nie notowano już powodzi na tak wielką skalę jak w okresie hesperyjskim.

 

Charakterystyczne dla okresu amazońskiego jest powstawanie osadów lodowcowych: utworzyły się w nim warstwowane osady czap polarnych Marsa na Planum Boreum i Planum Australe, oraz osady lodowcowe na marsjańskich wulkanach.

 

mons18.jpg

foto / space4case.inhetweb.nl

 

Po przeanalizowaniu zdjęć wykonanych przez sondę Mars Reconnaissance Orbiter zespół geologów z Brown University udokumentował ślady wypływów wody z lodowców położonych na średnich szerokościach geograficznych Marsa. Doliny, powstałe na skutek wypływów wody spod lodowców, utworzyły się, gdy wystarczająco duża ilość energii słonecznej docierała na powierzchnię planety, powodując topnienie cienkiej warstwy lodu.

 

Mimo iż skala topienia lodu była dosyć monco ograniczona, udało się utworzenie kanałów o długości kilku kilometrów i szerokości sięgającej 50 metrów. Przy współpracy uniwersytetów Browna, bostońskiego i uniwersytetu stanowego Portland został utworzony pierwszy katalog dolin fluwioglacjalnych na Marsie.

 

olympus_mons_globe.jpg

foto / wolgemuthe

Jak znaleźć Olympus Mons na Marsie?

 

Mars to w istocie niezwykła planeta. Od dekad intryguje ludzi na całym świecie nie tylko swoimi licznymi tajemnicami ale także swoim specyficznym pięknem. Być może w przyszłości, kiedy już człowiek postawi stopę na tej nieprzyjaznej planecie będzie można bliżej zbadać wulkan Olympus Mons i dowiedzieć się więcej o procesach geologicznych planety lub czymś co mogłoby je przypominać dzięki czemu bedzie można lepiej zorozumieć rozmiary tego wulkanu oraz jego potencjalnego wpływu na planetę bądź wpływu planety na sam wulkan.

 

Jedno jest jednak pewne, Olympus Mons robi ogromne wrażenie swoimi rozmiarami oraz przeszłością.

 

 

 

 

Tłumaczenie własne.

 

 

 

Źródło:

 

NASA.gov

 

Space.com

 

Unmuseum.org

 

Youtube.com

 

BBC.co.uk

 

wiki.pl

 

wiki.en

 

Hyperphysics.phy-astr.gsu.edu

Haunted Cork Sneek Peek, czyli duchy z Charles Fort.

$
0
0

Pułkownik Warender był jednym z pierwszych dowódców w Charles Fort, a ostra dyscyplina, niedługo stała się jego wizytówką. Surowe kary spotykały jego żołnierzy za najmniejsze przewinienia, zwykle chłosta batem, albo rozstrzelanie przez pluton egzekucyjny. 

 

   W forcie mieszkała z nim również jego córka Wilful, znana z urody i nienagannych manier. Nie trzeba oczywiście dodawać, że szybko wpadła w oko kilku oficerom. Szczęśliwcem, którego zaloty nie poszły na marne i zakończyły się zaręczynami, był Sir Trevor Ashurst. 

Pułkownik zaręczyny zatwierdził, będąc pewnym, że Sir Trevor jest dobrym oficerem, którego oddanie wojsku dorównuje jego miłości do Wilful. 

Ustalono szybko datę ślubu i wkrótce Sir Trevor i Wilful stanęli na ślubnym kobiercu. Oczywiście wesele stało się okazją, aby pochwalić się zarządzanym fortem i kochający ojciec, ale i sumienny dowódca zaprosił wszystkich oficerów z regionu, aby pokazać swój fort.

Uroczystość obchodzono z wielką pompą, alkohol lał się strumieniami i tańczono, dopóki słońce nie schowało się za horyzontem.

 

[attachment=1277:fort_001.jpg]

fot.Haunted Cork - Darron Mann

 

Po wielu godzinach spędzonych na tańcu i piciu wina, nowożeńcy zapragnęli zostać sami. Niezauważeni uciekli poza mury obronne, aby razem obejrzeć zachód słońca. W jego zachodzących promieniach Wilful zauważyła rosnące na skałach kwiaty. Powiedziała, że wyglądały by pięknie w ich kwaterze i poprosiła, aby jej nowo poślubiony mąż narwał ich dla niej. Sir Travor zgodził się zejść na dół, ciepło ją zapewniając o szybkim powrocie. Kiedy Wilful wróciła, on zdał sobie sprawę z tego, że wypił dużo wina i wyprawa po kwiaty może być zbyt niebezpieczna.

 

[attachment=1278:fort002.jpg]

fot.Haunted Cork - Darron Mann

 

  Trząsł się z zimna, gdyż wieczornego wiatru nie był w stanie zatrzymać jego cienki, galowy uniform. Niedaleko ujrzał wartownika, owiniętego w ciepły pled. Nakazał mu zerwać kwiaty i je przynieść. 

 

Wartownik nie był szczęśliwy, że musi wykonać takie polecenie, gdyż wiązało się to z opuszczeniem stanowiska wartowniczego, a za to groziła surowa kara. Sir Trevor zrozumiał protesty wartownika i poprosił go o pled, aby nim owinięty mógł stanąć na straży, podczas gdy żołnierz zejdzie po kwiaty. W ciepłym pledzie, znużony zabawą i winem nawet nie wiedział kiedy zasnął.

 

  Pułkownik Warender zdał sobie sprawę, że niedługo zabawa dobiegnie końca i to już ostatnia okazja, aby pochwalić się fortem i zaprowadzonymi porządkami. Szybko zebrał najwyższych rangą gości i postanowił zabrać ich na wycieczkę po forcie. 

 

  Na każdym posterunku, wartownicy po rozpoznaniu swojego dowódcy oddawali mu honory, będąc w nieskazitelnym umundurowaniu i pełnym rynsztunku, czym zasłużyli na pochwały nie tylko od pułkownika, ale i jego gości. Opływając w komplementy, pułkownik Warender wraz z grupą gości doszedł do ostatniego posterunku; tego, gdzie zamiast żołnierza miał na straży stać Sir Trevor. Warender, jak było w zwyczaju zawołał, lecz nie usłyszał odpowiedzi, pomimo tego, że od strażnika dzieliło go kilkanaście kroków. Dowódca zawołał raz jeszcze i znowu nie było odpowiedzi. Zrozumiał, że wartownik zasnął na służbie. Za taki akt niesubordynacji była tylko jedna kara, Warender wyciągnął pistolet i zastrzelił wartownika, nie wiedząc, że to jego świeżo upieczony zięć.

 

[attachment=1279:fort003.jpg]

fot.Haunte Cork - Darron Mann

 

   Strzał z broni zaalarmował innych żołnierzy, którzy przybiegli do miejsca, gdzie ich dowódca zastrzelił śpiącego wartownika. Pułkownik nakazał im, aby przeciągnęli ciało na plac apelowy i wezwali wszystkich w forcie, gdzie będą mogli zobaczyć, co czeka tych, którzy nie wypełniają należycie swoich obowiązków. 

Kiedy na placu zebrali się wszyscy żołnierze i goście weselni, pułkownik Warender podniósł uroczyście głowę zastrzelonego człowieka i ze zgrozą spojrzał w otwarte oczy Sir Trevora. Obecna podczas tej sceny Wilful z krzykiem uciekła poza mury fortu i rzuciła się ze skał w miejscu, gdzie ostatni raz widziała się z ukochanym. 

 

   Pułkownik zdał sobie sprawę z tego co zrobił i odszedł wciąż trzymając w ręce pistolet, którym zabił Sir Trevora. Chwilę później rozległ się kolejny strzał, to Warender odebrał sobie życie z tej samej broni.

Po dziś dzień, duch Wilful snuje się po zabudowaniach fortu i w okolicach skał, gdzie rosły kwiaty.

 

Sama historia była by bez wartości, gdyby nie miała jeszcze otoczki. Wszystko wskazuje na to, że pierwsza udokumentowana obserwacja miała miejsce około 1820 roku. Ówczesny dowódca fortu major Black, zauważył młodą kobietę w białej sukni przez drzwi swojego mieszkania. Kiedy postać zbliżyła się do schodów, Black ciągle myślał, że kobieta się zgubiła i próbował za nią pójść. Kiedy podszedł bliżej, zawahał się, zdając sobie sprawę, że coś było nie tak. Po chwili już wiedział, że odzież kobiety była nie na miejscu, staromodna, a jej kroki nie wydawały żadnego dźwięku na kamiennej podłodze. Major Black wziął się w sobie i postanowił podejść jeszcze bliżej. Tymczasem kobieta wsunęła się do sypialni. Kiedy major tam wszedł, w środku nie było nomen omen żywego ducha.

 

Wydarzenie utkwiło w pamięci majora i przy najbliższej odprawie oficerów podzielił się nim z kolegami. Okazało się, że podobne wydarzenie miało miejsce kilka dni temu, kiedy to dziecko jednego z nich bawiąc się na dworze w pobliżu kwatery majora widziało podobną kobietę w bieli wewnątrz pomieszczenia. 

 

W następnych latach zaobserwowano wiele manifestacji kobiety w bieli, ale najgorsze miało dopiero nadejść. 

Sto lat później, wojskowy lekarz, który spadł ze schodów poinformował, że "wypadek" miał miejsce w wyniku popchnięcia i pociągnięcia przez niewidzialną siłę. Tuż przed utratą przytomności widział szybko oddalającą się kobietę w białej ślubnej sukni. 

 

Niedługo później, jeden z oficerów doniósł, że widział kobietę w bieli w swoim pokoju. Kiedy chciał się do niej zbliżyć, nagły podmuch wiatru pozbawił go równowagi. Następnie został popchnięty przez korytarz i zrzucony w dół ze schodów.

 

Następnych ataków fizycznych już więcej nie odnotowano. Być może owa dama dotarła do kresu swojej drogi, znalazła zbawienie. 

Obecnie duch Wilful objawia się w letnie wieczory w miejscu, gdzie są kwiaty pod murami. Trzeba tylko uważnie patrzeć wzdłuż murów...

 

Tłumaczenie i opracowanie: Staniq

 

Źródło: [attachment=1280:haunted_cork.jpg] książka Haunted Cork.

 

 

Elvis żyje! Ale czy Michael Jackson też?

$
0
0

O tym, że Elvis żyje, wiemy od dawna. Co chwilę jakiś nawiedzony człowiek rozpoznaje go na ulicy, pomimo tego, że dziś miałby już 80 lat ( ur. 1935 r. ) i nie bardzo przypominałby sam siebie z przed 38 lat ( zm. 1977 r. ). Najciekawsze jest to, że w jego śmierć nie uwierzyło wielu fanów, pomimo tego, że wydarzenie nie było tajemnicą. 

 

Od 1976 roku cierpiał on na wiele dolegliwości, m.in. na jaskrę, wysokie ciśnienie krwi, uszkodzenie wątroby i jelita grubego, spowodowane nadużywaniem narkotyków. Mając tak zorany organizm, nie robił nic, aby sobie pomóc. Umiera rok później, a na jego pogrzebie było około 80 tys. ludzi, widziano jego ciało w otwartej trumnie.

 

Widać to za mało. Zapewne umieranie na oczach fanów, jak i dokumenty potwierdzone przez lekarzy to nie wszystko i zawsze komuś będzie brakowało tylko naocznego zejścia z tego świata, a i wtedy zawsze będzie mógł powiedzieć, że umierał sobowtór, któremu za to (sic!) zapłacono.

Sfingowana śmierć, to nie tylko domena Elvisa. Po śmierci Michaela Jacksona, okrzykniętego Królem Popu ( notabene - Elvis Presley nazywany był Królem Rock and Roll'a ), powstały teorie spiskowe, które zakładały, że M.Jackson sfingował swoją śmierć. Podawane powody były różne: od problemów prawnych, aż po pragnienie zwyczajnego spokoju, jak i przynależność do tajnych organizacji, oraz bycie ufokiem, mającym problemy ze swoim wizerunkiem, który rozpadał się pod wpływem środowiska ziemskiego. Było jeszcze kilka bardziej absurdalnych powodów, o których przez przyzwoitość nie wspominam.

 

W sieci dawno temu pojawiły się filmy, mające dowodzić, że Michael Jackson sfingował swoją śmierć. Pytanie - dlaczego? - ciągle pozostaje otwarte.

Oto jeden z nich:

 

 

Staniq

 

Źródło: internet

Największe fałszerstwo wszechczasów? Chronologia dziejów historycznych.

$
0
0

Historia, jaką odczytujemy choćby z kart podręczników do tego przedmiotu wydaje się być doskonale opracowana, zbadana i poznana od każdej strony, a jedyne zmiany, jakie w tej kwestii zachodzą dotyczą jedynie rozszerzania już uzyskanych wcześniej informacji. Otóż nie zawsze jest to regułą. W literaturze spotkać można co najmniej kilka teorii podważających dość mocno fundamenty historii w postaci negowania powszechnie przyjętych ram czasowych poszczególnych epok oraz wydarzeń. Do najciekawszych z nich zaliczyć można moim zdaniem trzy takie teorie:

  • Hipoteza czasu widmowego
  • Nowa chronologia Fomienki
  • Nowa chronologia Rohla.
     

t1.jpg

 
O ile żadna z trzech powyższych teorii nie została uznana przez świat nauki jako oparte na zbyt wątłych podstawach, o tyle bez wątpienia warto poświęcić im chwilę uwagi choćby ze względu na poznanie krętych ścieżek, jakim podążają ścieżki ludzkiego umysłu. Chcę przez to powiedzieć, że niezależnie od prawdziwości lub jej braku każdej z powyższych teorii, czysty fakt podważenia powszechnie uznanych dogmatów sam w sobie jest po prostu interesujący, a użyta przy tym argumentacja pobudza ciekawość.
Zacznijmy więc od najstarszej z przedstawionych tutaj trzech teorii, mianowicie na pierwszy ogień pójdzie
 
HIPOTEZA CZASU WIDMOWEGO
 
Jest to klasyfikowana jako historyczna teoria spiskowa hipoteza wysunięta przez niemieckiego historyka Heriberta Illiga, wedle której chronologia średniowieczna została sfałszowana. Konkretnie rzecz biorąc lata pomiędzy rokiem 614 a 911 naszej ery nie istniały, zostały jedynie sztucznie dodane do kronik historycznych dla celów politycznych bądź religijnych. Inaczej mówiąc, po roku 614 nadszedł kolejny, który według zaproponowanej przez Illiga teorii w oparciu o współczesną nam nie powinien nosić numeru 615, ale 911. Jeśli powyższe sformułowanie nie brzmi zrozumiale, to pora na inny przykład: jeśli numeracja lat zachowałaby ciągłość, to obecnie mielibyśmy nie rok 2015, a 1718. Należy przy tym mieć na uwadze, że wszelkie wydarzenia na terenie Europy lub Bliskiego Wschodu datowane na lata pomiędzy 614 a 911 n.e. w rzeczywistości nie miały miejsca lub zdarzyły się zupełnie w innym terminie.
 

illig.jpg

Heribert Illig

 

Za fałszerstwo dat odpowiadać miałby rzymski cesarz Otton II, papież Sylwester II oraz Konstantyn VII, cesarz imperium bizantyjskiego. Ich wspólnym, głównym celem było „umieszczenie się” na przełomie tysiącleci, co w ówczesnych latach było niewątpliwie sporym powodem do prestiżu. Inne powody przemawiające za nagięciem dat obejmowały stworzenie fikcyjnych postaci, jak np. Karol Wielki oraz wydarzeń mających podkreślać osiągnięcia władców. Do osiągnięcia zamierzonych celów posłużono się naginaniem dat znanych ówcześnie wydarzeń historycznych, fałszowaniem dowodów rzeczowych oraz zwyczajnym kłamstwem w trakcie tworzenia kronik i dzienników.
Tyle według Illiga, jakie Niemiec miał argumenty na potwierdzenie swojej teorii?

  • Brak znalezisk i obiektów archeologicznych, które zostały jednoznacznie datowane z przedziału lat 614-911. Do tego należy dołożyć niedokładność metod radiometrycznej oraz dendrochronologicznej, a także nadmierne poleganie zawodowych historyków na źródłach pisemnych.
  • Obecność architektury romańskiej w Europie w X wieku, co oznaczałoby, że epoka cesarstwa rzymskiego trwała krócej, niż się powszechnie uważa. Według Illiga różnica ta miałaby wynosić około pół tysiąclecia.
  • Powiązania pomiędzy kalendarzem juliańskim, gregoriańskim oraz astronomicznym według Illiga także stanowią jeden z dowodów przemawiających za słusznością jego hipotezy. Mianowicie powszechnie wiadomo, że kalendarz wprowadzony do użytku przez Juliusza Cezara wprowadza błąd około jednego dnia na każde stulecie (ściślej rzecz biorąc rozbieżność wynosi 1 dzień na każde 128 lat), dlatego też podczas jego zmiany na kalendarz gregoriański w 1582 należałoby według Illiga uwzględnić różnicę wynoszącą 13 dni, a tymczasem ówcześni matematycy oraz astronomowie obliczyli, że przesunięcie daty pomiędzy kalendarzem juliańskim oraz gregoriańskim wynosi tylko 10 dni. Mówiąc w skrócie, po czwartku 4 października według kalendarza juliańskiego nastąpił piątek 15 października 1582 roku. Brakujące trzy dni (czyli mniej więcej 380 lat) znakomicie uzupełniły hipotezę czasu widmowego.

kal.jpg

Kalendarz juliański, wydanie pierwsze ;)

 
Dodatkowo warto zauważyć, że niektóre znane zagadki związane ze starożytnością będąc same w sobie interesujące, całkiem dobrze pasują do hipotezy Illiga.
Na przykład w trakcie prowadzonych wykopalisk archeologicznych znajdowano albo przedmioty (np. monety) z początków Cesarstwa Bizantyńskiego, czyli mniej więcej z lat 300-500 n.e., albo od razu z X wieku, brak jest znalezisk, które można ze stuprocentową pewnością uznać za pochodzące z lat 600-900 n.e. W literaturze można także znaleźć wzmianki, które pozwalają wnioskować o najzwyczajniejszym w świecie braku odpowiedniej grubości osadów.
Inna ciekawa sytuacja dotyczy liczby budowanych kościołów w Rzymie – mianowicie w IV wieku n.e. w mieście tym powstało 23 lub 25 kościołów, w V wieku n.e. 16 lub 20, ale już w VII wieku n.e. 3, a w IX wieku n.e. tylko 2. Należy pamiętać przy tym, że na rok 755 n.e. datowane jest powstanie Państwa Kościelnego z siedzibą w Rzymie, co powinno stanowić doskonały impuls do wznoszenia nowych, imponujących budowli. Posucha z wieków VIII i IX została z nawiązką zrekompensowana przez wiek XI oraz XII, w trakcie których w Wiecznym Mieście 15 kościołów. Przy czym liczby te należy traktować orientacyjnie, jako że w wielu wypadach ustalenie dokładnej daty budowy danego kościoła nie jest możliwe (lub trwała ona przez dziesiątki lub setki lat).
Powszechnie uważana za wprowadzoną przez Karola Wielkiego pod koniec VIII wieku (i stąd też nosząca odpowiednią nazwę) minuskuła karolińska była tak doskonała, że przez ponad 300 lat nie wprowadzono do niej jakichkolwiek zmian, innymi słowy spośród sporządzonych tą minuskułą 7000 dokumentów z lat 800-1100 nie występują żadne odchylenia w kwestii wyglądu „czcionek”, czyli kroju liter. Taka sytuacja uniemożliwia ich datowanie w oparciu o samo pismo. Dopiero od początku XII wieku nagle minuskuła karolińska zaczęła intensywnie ewoluować…

minus.jpg

Minuskuła karolińska (źródło: Wikipedia)

 

Podobne luki można znaleźć w wielu różnych dziedzinach powiązanych z archeologią oraz historią, jak np. numizmatyce, malarstwie, architekturze, garncarstwie.. przykładowo mimo upływu prawie 400 lat technika malarska oraz skład farb nie uległa zmianie.
Oczywiście są to argumenty, których Heribert Illig użył na potwierdzenie swojej hipotezy. Można naturalnie wskazać także słabe punkty jego rozumowania. Będą one następujące:

  • Notatki starożytnych astronomów, między innymi z chińskiej dynastii Tang (a należy wspomnieć, że Chińczycy byli znakomitymi astronomami) dotyczące dat obserwacji zaćmień Słońca oraz pojawienia się komety Halleya pokrywają się z obliczeniami współczesnych astronomów, bez błędu w postaci 300 lub więcej lat.
  • Nieprawidłowe według Illiga przesunięcie o 10 dni kalendarza gregoriańskiego względem juliańskiego wynikało z prostego faktu – mianowicie kalendarz juliański wprowadzony został w życie w roku 45 p.n.e., ale podczas zmiany na kalendarz gregoriański w 1582 roku nie obliczano liczby dni będących przesunięciem od 45 roku n.e., nie było bowiem takiej potrzeby. Istotnym problemem w trakcie prac nad kalendarzem w 1582 roku była jedna z decyzji podjęta w trakcie soboru nicejskiego w 352 roku polegająca na ujednoliceniu daty Wielkanocy, która od tego momentu miała przypadać zawsze w pierwszą niedzielę po obchodzonym przez Żydów święcie Paschy. A ponieważ Pascha przypada na pierwszą wiosenną pełnię księżyca, konieczne było ustalenie konkretnej daty rozpoczęcia wiosny – przyjęto więc 21 marca jako dzień równonocy wiosennej, czyli początku wiosny. W trakcie prac nad kalendarzem gregoriańskim 1230 lat później okazało się, że niezbędne będzie wprowadzenie korekty w postaci 10 dni tak, aby równonoc wiosenna ponownie przypadała na 21 marca – stąd właśnie wzięły się brakujące Illigowi trzy dni.
  • Sfałszowanie postaci Karola Wielkiego oraz powiązanych z nim wydarzeń pociąga za sobą gigantyczny łańcuch dalszych mistyfikacji, które musiałyby objąć Wyspy Brytyjskie, Bizancjum, świat islamu, a nawet Chiny. Trudno upierać się przy twierdzeniu, że preparacja tak wielkiej liczby wydarzeń i postaci była możliwa do przeprowadzenia. Jako przykład można podać tzw. donacji konstantyńskiej – był to dokument, który wypłynął około roku 800 n.e. w Rzymie, stwierdzający, że papież Konstantyn w 315 roku przekazał papieżowi zwierzchnictwo nad całym światem chrześcijańskim. Dokument rzecz jasna był fałszywy, jednym z dowodów na jego nieprawdziwość było wykorzystanie w jego treści nazwy „Konstantynopol”, która weszła do użytku znacznie później, a w 315 roku nie była znana. Przy czym nietrudno dojść do wniosku, że Państwo Kościelne dysponowało w VIII oraz IX wieku największymi możliwościami technicznymi związanymi z preparowaniem fałszywych dokumentów, a i tak cała operacja w postaci donacji konstantyńskiej okazała się spektakularną klapą.

NOWA CHRONOLOGIA FOMIENKI
 
Dr Anatolij Fomienko jest rosyjskim matematykiem i fizykiem, członkiem Rosyjskiej Akademii Nauk oraz wykładowcą na Uniwersytecie im. M.W. Łomonosowa w Moskwie – nie jest więc zupełnie anonimową postacią. Wraz ze swoim współpracownikiem, Glebem Nosowskim opracował komputerowy model matematyczny analizujący dostępne źródła historyczne pod kątem ich podobieństwa według różnych kryteriów. Swoje odkrycia opisał w liczącej sobie siedem tomów publikacji pod tytułem „Historia: Nauka czy fikcja?” (nie została ona przetłumaczona o ile mi wiadomo na język polski, dostępna jest po rosyjsku lub angielsku). Wyniki jego badań zostały zweryfikowane lub są popierane przez wiele znanych nazwisk, np. prof. Gunnara Heinsohna (wykładowca na uniwersytecie w Bremie), niezależnego badacza Uwe Toppera, a także Garri Kasparowa, czy też Aleksanda Zinowjewa.
 


fom.jpg

Anatolij Fomienko

 

Podstawą do opracowania nowej wersji chronologii były wcześniejsze prace różnych naukowców, między innymi Mikołaja Morozowa i Jeana Hardouina, którzy podważali daty różnych, pozornie niezwiązanych ze sobą wydarzeń historycznych, a także przedstawiali mające na celu wykazać, że spora część historii takiej, jaką znamy jest zwyczajnie nieprawdziwa.
Według ogólnego zarysu wniosków zaprezentowanych przez Fomienkę cała znana i spisana historia ludzkości sięga najwyżej 900 roku n.e., przy czym okres między 900-1000 rokiem praktycznie jest niezbadany, a wszelkie znane nam wydarzenia wydarzyły się w latach 1100-1500. Oznacza to między innymi, że historia starożytnej Grecji, Rzymu oraz Egiptu jakiej uczono nas w szkołach tak naprawdę przypada na XII-XVI wiek (przy czym przeważająca większość wydarzeń została najzwyczajniej w świecie sfabrykowana w epoce Renesansu, na co miałyby wskazywać wyniki analizy statystycznej tekstów obejmujące słownictwo, gramatykę, styl oraz powtarzalność poszczególnych fraz), Jezus Chrystus został ukrzyżowany w 1185 roku, Stary Testament powstał dopiero w XVI wieku, a praktycznie cała historia Rosji została napisana (ściślej rzecz biorąc – zmyślona) przez niemieckich historyków na zlecenie Romanowów, co miało na celu umocnienie prestiżu tejże dynastii carskiej. Zresztą motyw fałszowania pojawia się u Fomienki wielokrotnie, jako że twierdzi on wprost, że około 80% źródeł pisemnych z różnych epok, głównie średniowiecza zawiera głównie owoce fantazji ich autorów bez pokrycia w faktach – a same dokumenty tworzone były na zamówienie przez możnych tamtych lat celem zapewnienia im sławy i chwały.
 
Jednym z najważniejszych filarów teorii Fomienki jest sławne dzieło Ptomeleusza, czyli „Almagest”. Powszechnie uważa się, że powstało ono około 140 roku naszej ery, jednakże zastosowanie opracowanego przez Fomienkę oraz Nosowskiego modelu matematycznego, który poddał gruntownej analizie wszystkie 13 ksiąg Almagestu pod kątem informacji na temat opisanych w nich zjawisk astronomicznych ujawniło, że poszczególne księgi musiały powstać w różnych okresach między VIII oraz XIV wiekiem naszej ery, a bez wątpienia nie mogły powstać w II wieku n.e.
 

almagest.jpg

Almagest

 
Nie będziemy tutaj wgłębiać się w szczegółowe zagadnienia modelu Fomienki, użyjemy jedynie jednego, chyba najbardziej trywialnego przykładu, a mianowicie zbioru danych dotyczących panowania kolejnych władców reprezentujących pojedynczą dynastię. Dla poszczególnych władców Fomienko przypisał określoną wartość według opracowanego przez siebie algorytmu, który uwzględniał takie parametry, jak liczbę lat zasiadania na tronie (określmy ją jako Y), rodzaj zgonu (śmierć w łóżku skutkiem choroby, śmierć na polu bitwy, skutkiem zamachu) oraz kilka innych parametrów. Tak opracowane dane opracował w postaci wykresu, który w przejrzysty sposób przestawiał specyfikę danej dynastii.

dyn0.jpg

Przykładowy wykres dla pojedynczej dynastii

 

Jak można się słusznie spodziewać, raczej mało prawdopodobnym byłoby uzyskanie dwóch choćby zbliżonych kształtem wykresów dla dwóch różnych, niepowiązanych ze sobą dynastii władców, jednak Fomienko dostrzegł wiele naprawdę zaskakujących zbieżności, z których kilka przedstawionych zostało na poniższych wykresach.

dyn1.jpg

Po lewej królestwo Judy, X – VI wiek p.n.e.
Po prawej Cesarstwo Rzymskie, IV – VII wiek n.e.
 

dyn2.jpg

Po lewej Święte Cesarstwo Rzymskie, X – XII wiek n.e.
Po prawej królestwo Izraela, X – VI wiek p.n.e.
 

dyn3.jpg

Po lewej Święte Cesarstwo Rzymskie, 911 – 1307 r.
Po prawej królestwo Izraela.
 

dyn4.jpg

Po lewej zestawienie papieży Kościoła Katolickiego w latach 140-314 (od Piusa I do Milcjadesa)
Po prawej zestawienie papieży Kościoła Katolickiego w latach 314-532 (od Sylwestra I do Bonifacego II)
Twierdzenia Fomienki spotkały się z negatywnym oddźwiękiem wśród przedstawicieli świata nauki, do najpoważniejszych zarzutów należało dość swobodne mieszanie przez Fomienkę datami, miejscami oraz wydarzeniami, nieprawidłowe wnioski dotyczące zagadnień związanych z astronomią oraz całkowita niezgodność jego chronologii z historiografią Chin oraz świata islamu.
I w tym miejscu dochodzimy do trzeciej z opisywanych hipotez, którą jest
 
NOWA CHRONOLOGIA ROHLA
 
Brytyjski historyk specjalizujący się w starożytności, David Rohl przedstawił w połowie lat 90-tych ubiegłego wieku własną chronologię starożytnego Egiptu, która w dużym skrócie mocno redukuje liczbę lat panowania poszczególnych dynastii faraonów oraz przesuwa wszystkie daty o około 300 – 500 lat do przodu. O ile na pierwszy rzut oka nie ma to żadnego związku z historią Europy, której dotyczą w głównej mierze chronologie Illiga oraz Fomienki, o tyle hipotezy Rohla pozwalają ujrzeć w nieco innym świetle niektóre z wydarzeń opisane w Starym Testamencie. Przykładowo ucieczkę Izraelitów z Egiptu Rohl przesuwa z późnej epoki brązu do wczesnej na podstawie odkryć archeologów w Awaris (Tell el-Dabaa) świadczących o tym, że w delcie Nilu w okresie panowania 13-tej dynastii mieszkała ludność posługująca się językami semickimi, którą można powiązać z wydarzeniami opisanymi na kartach Starego Testamentu. W podobny sposób Rohl umieszcza biblijnego króla Salomona w końcowym okresie późnej epoki brązu, zamiast powszechnie przyjmowanej wczesnej epoki żelaza – co tym samym pozwala w łatwy sposób wyjaśnić królewskie bogactwo.
 

rohl.jpg

David Rohl

 

Chronologia Rohla jest o tyle ciekawa, że niejako przy okazji pozwala wyjaśnić niektóre zagadkowe sytuacje, jak na przykład zniszczenie kultury minojskiej przez erupcję wulkanu Thera, które to wydarzenie nie pasuje do oficjalnie przyjętej chronologii starożytnego Egiptu, natomiast znajduje swoje należne miejsce w wersji rohlowskiej. No i przede wszystkim znalazła się w niniejszym opracowaniu z jednego zasadniczego powodu – zawiera elementy spójne z chronologiami Fomienki oraz Illiga, mimo tego, że dotyczy zupełnie innych epok.
 
 
Chciałam na koniec podkreślić jedną zasadniczą kwestię – nie uważam którejkolwiek z powyższych hipotez za prawdziwą. Są one oparte na zbyt mizernych przesłankach i mają zbyt wiele luk, czy też przekłamań. Niemniej jednak, jak wspomniałam na wstępie uważam wszystkie trzy za ciekawą rozrywkę na jeden lub kilka wieczorów, pozwalającą zająć umysł czymś zdecydowanie niecodziennym, bowiem analizowanie argumentów na własną rękę stanowi świetną łamigłówkę...
 

Źródła:
Wikipedia,
Internet,
Zbiory własne.

 
 

Autor: D.K., opracowano dla serwisu paranormalne.pl. Nie wyrażam zgody na powielanie artykułu w innych serwisach internetowych.

Upiorna armia pod Souther Fell: The Story of a Story | Stephen Matthews

$
0
0

 Kiedy książka zawiera przekaz o banalnym wydarzeniu paranormalnym, wydaje się nam, że można to było opisać w kilku linijkach. Kiedy jednak zagłębimy się w świat stworzony przez Autora, okazuje się, że jedna książka to za mało i choć to było ponad 300 stron, chętnie byśmy jeszcze zostali w tej rzeczywistości.

 

                              [attachment=1374:southerfell.jpg]
                              fot.domena publiczna/okładka książki

 

   Stephen Matthews napisał książkę, która jest opisem i analizą wielu spotkań z armią duchów. Nie jest to kolejna, zwykła „książka o duchach”, a bardziej studium zachowań świadków, detaliczna analiza zjawiska na podstawie dostępnych opisów i zeznań.

 

   Rozdział otwierający omawia bardzo szczegółowo ewolucję mitów i podań, sposób przekazywania tych historii w formie przekazów ustnych, bajek, czy publikacji w formie opowiadań, artykułów i książek. Tak docieramy do analizy dwóch publikacji: jednej George'a Smith'a z 1747 roku, drugiej James Clarke'a z 1787 roku.

Choć doniesienia Smith'a i Clarke'a są podobne, posiadają uderzające różnice. Zazwyczaj publicyści przemycają do swojej twórczości również swoje uprzedzenia społeczne i polityczne, nie wspominając o religijnych. Potrzeba wręcz mikroskopowej analizy, aby uwzględnić takie wpływy w podobnych przekazach.

 

Przeglądając historie paranormalne zapisane w książkach, historie opowiadane przez pokolenia i opowieści będące częścią kultury narodów, armia duchów i fantomów została poddana szczegółowej analizie. Coleridge, Wordsworth, Sir Walter Scott i wielu innych, miało swój udział w podtrzymywaniu podobnych historii przy życiu, oraz, co najważniejsze, kształtowaniu dzisiejszych mitów poprzez takie opowieści.

 

 

   Oprócz całej paranormalnej otoczki takie historie często posiadają drugie dno i Matthews poszukuje również racjonalnych wyjaśnień, analizuje te, które przez lata były uważane za wywołujące manifestacje i dotyczyło to również zjawisk wywołanych przez meteory, oraz tzw. widmo Brocken.

 

   Książka rozpoczyna się od analizy wydarzenia pod Souther Fell, ale posiada również oryginalną, pełną wersję słynnego mitu Edge Hill o podniebnej walce dwóch armii złożonych z duchów. Znajdziemy tam również kilka innych opowieści o duchach i upiorach przedstawionych bez zmian w oparciu o historyczny, źródłowy materiał.

 

Trudno się tak naprawdę przyczepić do czegokolwiek, praca jest dobrze przemyślana i metodyczne podejście do tematu pozwala na kształtowanie własnego poglądu na dany temat. Analiza prawie trzechsetletnich przekazów za pomocą „gęstego grzebienia” będzie satysfakcjonująca nawet dla najbardziej wymagających czytelników.

 

 

Opracowanie: Staniq

Berkeley Pit - na krawędzi katastrofy ekologicznej

$
0
0
Montana to jeden ze stanów USA leżący na północnym wschodzie tego kraju i graniczący z Kanadą. Piątym co do wielkości miastem Montany jest Butte leżące na wzgórzu o tej samej nazwie. Nazwa jest mocno przesadzona, bowiem jest to niewielka, licząca sobie około 30 tysięcy mieszkańców mieścina, bardzo typowa dla niezbyt rozwiniętych z punktu widzenia cywilizacyjnego rejonów Stanów Zjednoczonych. Butte założone zostało pod koniec XIX wieku w związku z rozpoczęciem prac wydobywczych w pobliskiej dolinie noszącej nazwę Silver Bow Creek Valley oraz w okolicy. Obfitość surowców mineralnych w krótkim czasie pozwoliło miastu uzyskać przydomek „the Richest Hill on Earth” (najbogatszego wzgórza na Ziemi) i związany z tym okres prosperity trwał nieprzerwanie aż do lat 50-tych XX wieku. W 1955 roku właściciel okolicznych kopalni, firma Anaconda Copper Mining Company z uwagi spadek opłacalności podjęła decyzję o przejściu na wydobycie metodą odkrywkową. 
 

Dołączona grafika
Butte, źródło: Wikipedia

 

Intensywna eksploatacja zasobów metodą odkrywkową przez kolejnych 27 lat zaowocowała powstaniem na szczycie wzgórza Butte olbrzymiej niecki o długości 1700 metrów, szerokości 900 metrów i głębokości około 600 metrów, która była skutkiem ubocznym wydobycia ze wzgórza ponad miliarda ton różnych minerałów, głównie miedzi, srebra oraz złota. Niecka ta otrzymała nazwę Berkeley Pit, nadaną jej przez mieszkańców Butte oraz pracowników ACMC. Po uznaniu dalszego wydobycia minerałów za nieopłacalne w 1982 zdecydowano o zamknięciu kopalni – tym samym wywieziono z niej cały sprzęt, a także wyłączono pompy utrzymujące wody gruntowe na umożliwiającym pracę poziomie. Szybko okazało się, że poziom wody w niecce zaczął rosnąć w średnim tempie około 30 centymetrów na miesiąc, według stanu na rok 2015 głębokość zbiornika wodnego jaki powstał w niecce wynosi około 310 metrów.
  

Dołączona grafika
Berkeley Pit, ok. 1975 roku

 

Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że opisana powyżej sytuacja nie jest niczym szczególnym. Ot, upraszczając, było sobie wzgórze, przyszli ludzie, uznali, że kryje ono w sobie cenne zasoby, więc je rozkopali i pozostawili po sobie wielką dziurę, która stopniowo wypełniła się brudną wodą. I tak samo uważali mieszkańcy Butte przez prawie 13 lat – aż do 1995 roku. 
 

Dołączona grafika
Berkeley Pit, czasy współczesne

 

W lipcu 1995 roku odkryto na brzegu Berkeley Pit 342 martwe gęsi śnieżne. Po szybkiej analizie okazało się, że stado wylądowało przy zbiorniku, aby napić się wody przed dalszą podróżą, wskutek czego zatruły się miedzią, kadmem oraz arsenem. Przeprowadzone natychmiastowo badania wody ujawniły, że ma ona wyjątkowo niską wartość pH na poziomie 2,3-2,5, a więc silny odczyn kwaśny. Dodatkowo na przestrzeni lat woda wypłukała z okolicznych skał olbrzymie ilości najróżniejszych minerałów oraz substancji chemicznych, przez co cechuje się niewiarygodnym więc stężeniem chemikaliów, metali ciężkich, miedzi, kadmu, cynku, arsenu i kwasu siarkowego – Berkeley Pit zyskał sobie od razu niechlubne miano najbardziej skażonego zbiornika wodnego na naszej planecie. Została także natychmiast wciągnięta na listę Superfund agencji EPA (Environmental Protection Agency).
Aby uświadomić sobie skalę jego zanieczyszczenia wystarczy informacja, że opłacalnym interesem jest uzyskiwanie miedzi bezpośrednio z wody czerpanej z Berkeley Pit, a wypicie szklanki tej wody dla większości ludzi zakończy się śmiercią w ciągu minuty. Co gorsza, zbiornik ten ciągle nie osiągnął jeszcze stabilnego stanu, poziom wody wciąż się podnosi, co oznacza, że stopień zanieczyszczenia będzie wzrastać. Dodatkowym, niezwykle istotnym dla środowiska naturalnego zagrożeniem jest możliwość przedostania się zanieczyszczonej wody najpierw do wód gruntowych u podstawy wzgórza, a następnie tą drogą do mającego tam właśnie swoje źródło strumienia Silver Bow Creek, który z kolei zasila niezwykle istotną dla tego obszaru rzekę Clark Fork River. Przeprowadzone symulacje komputerowe i obliczenia pozwoliły ustalić rok 2020 jako potencjalną datę katastrofy ekologicznej o trudnej do wyobrażenia skali. Obecnie wybudowano oczyszczalnię wody, która rozpoczęła pracę w 2015 roku, na razie jest ona na etapie rozruchowym, jej zadaniem jest oczyszczanie wody pobieranej z Berkeley Pit i wypuszczanie jej do pobliskiego strumienia Horsehoe Bend. Docelowo oczyszczalnia ma zatrzymać proces podnoszenia się poziomu wody w zbiorniku tak, aby lustro wody nie znalazło się na wysokości 1 650 m n.p.m., którą to wartość wyliczono jako krytyczną. Do tej wartości brakuje na dzień dzisiejszy około 25 metrów, jak widać nie jest to więc błahostka. Dodatkowym problemem jest bardzo wyraźnie zaznaczona na głębokości około 135 metrów chemoklina, która znacząco utrudnia wszelkie poważniejsze prace w zbiorniku – powyżej tej głębokości woda charakteryzuje się bowiem niższą wartością pH (a więc jest bardziej kwaśna) oraz prawie dwukrotnie wyższym stopnia skażenia.
 
 

Dołączona grafika
Chemoklina wody w Berkeley Pit, źródło: pitwatch.org

 

Oczywiście bez mrugnięcia okiem każdy automatycznie zakłada, że w takiej wodzie nie ma prawa istnieć jakakolwiek forma życia i poniekąd będzie to stwierdzenie słuszne. Woda ta jest bowiem stuprocentowo toksyczna dla ryb, roślin i właściwie wszelkich znanych przeciętnemu czytelnikowi stworzeń. Ale w 1995 roku chemik Wiliam Chatham oraz biolog Grant Mitman zebrali z powierzchni wody w Berkeley Pit próbki zielonego szlamu, który wzbudził ich ciekawość. Poddali go badaniu i ku ich zdumieniu okazało się, że szlam ten to tak naprawdę olbrzymia kolonia jednokomórkowych glonów o nazwie Euglena mutabilis, które są klasycznymi ekstremofilami. Ten niepozorny organizm cechuje się jednak specyficznym procesem życiowym, a mianowicie wytwarza tlen w procesie fotosyntezy, który następnie wydala do otoczenia, czyli do wody. Obecność tlenu powoduje utlenianie się zawartych w niej metali oraz wytrącanie się tak powstałych tlenków, sama euglena zaś pobiera z otoczenia stosunkowo spore ilości żelaza oraz mniejsze innych metali. W ten sposób w rejonie aktywności eugleny woda ulegałaby stopniowemu oczyszczeniu, zaś na dno Berkeley Pit opadałyby wytrącone z niej szkodliwe związki. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko to, że ten jednokomórkowy organizm znakomicie nadaje się do zastosowania jako naturalna i w pełni ekologiczna metoda oczyszczenia Berkeley Pit, a pikanterii wszystkiemu dodaje fakt, że euglena mutabilis została niejako „zaproponowana” do tego celu przez Matkę Naturę… Dodatkowo odkrycie w postaci możliwości zastosowania eugleny jako naturalnego sposobu na oczyszczenie skażonej wody może znacząco ułatwić proces oczyszczania wielu innych zanieczyszczonych zasobów wodnych, np. w zalanych kopalniach lub innych sztucznych zbiornikach. 
 
 

Dołączona grafika
Euglena mutabilis, źródło: microbeworld.org

 

Według obliczeń specjalistów z EPA oraz naukowców z Uniwersytetu Montana oczyszczenie zbiornika przy użyciu eugleny zajmie około 70-100 lat, co oznacza, że niezbędne jest uprzednie zagwarantowanie stabilnego stanu poziomu wody w Berkeley Pit. Natomiast stosunkowo pozytywną informacją jest możliwość pozyskiwania metali ze złóż powstałych na dnie zbiornika poprzez wytrącanie wskutek działalności eugleny. Do opracowania natomiast pozostała jeszcze technologia wydobycia tych metali tak, aby nie zakłócić układu warstw wody rozdzielonych chemokliną, jako że euglena nie byłaby w stanie funkcjonować w wodzie o parametrach charakteryzujących głębokości poniżej chemokliny.
 
Oprócz eugleny mutabilis w wodzie wypełniającej Berkeley Pit odnaleziono także inne mikroorganizmy, które znakomicie dostosowały się do życia w tak skrajnie niekorzystnym środowisku. Wśród nich odkryto także nieznane wcześniej gatunki grzybów, które do radzenia sobie z zanieczyszczoną wodą produkują silnie toksyczne związki chemiczne. Wyizolowano trzy z nich i nadano im nazwy berkeleydione, berkeleytrione oraz kwas berkeley (nie znalazłam polskich odpowiedników tych nazw, jeśli ktoś je zna, będę wdzięczna za uzupełnienie), które wykazują silne działanie niszczące komórki rakowe i mogą znaleźć zastosowanie w przyszłości jako składniki terapii lub leków antynowotworowych. 
 

Dołączona grafikaDołączona grafikaDołączona grafika
Od lewej: berkeleydione, berkeleytione, berkelic acid, źródło: chemspider.com

 

Jak pokazuje przykład Berkeley Pit potencjalnie szkodliwa działalność człowieka może przynieść w efekcie kilka interesujących odkryć mogących mieć mniej lub bardziej istotny wpływ na zupełnie niezwiązane z tą działalnością dziedziny ludzkiego życia. Czy tak będzie w rzeczywistości? Czas pokaże. 
 

Dołączona grafika
Berkeley Pit z widocznym szlamem, czyli koloniami eugleny mutabilis

 

 


Autor: D.K., opracowano dla serwisu paranormalne.pl. Nie wyrażam zgody na powielanie artykułu w innych serwisach internetowych.

500-letni dom w kamieniu

$
0
0

 

W północnej części Rumunii, w pobliżu miasta Suceava, znajduje się święte sanktuarium, wyrzeźbione w kamieniu ponad 500 lat temu. Usytuowany jest zaledwie milę od innego wielkiego zabytku Rumunii - Putna Monastery. 

Dom został wyrzeźbiony przez jednego człowieka, mnicha i samotnika, który poświęcił temu zadaniu i misji wiele czasu i wysiłku. Człowiek ten postawił sobie za cel bycie tak blisko Boga jak tylko się da. Wziął zatem dłuto w dłoń i zaczął kuć dzieło swojego życia...

 

Ten niezwykły mężczyzna nazywał się Daniil Sihastrul i urodził się na początku XV wieku, w rodzinie chłopskiej, w wiosce niedaleko miasta Radauti. W wieku 16 lat został mnichem w klasztorze św Mikołaja, gdzie później został wyświęcony na kapłana i stał się znanym spowiednikiem. Po jakimś czasie, udał się do klasztoru św Wawrzyńca w pobliżu miejscowości Górna Vicovu.

 

W miarę upływu czasu, stał się wielkim autorytetem i ojcem duchowym całej społeczności. Coraz więcej osób przybywało do niego po porady duchowe i nie tylko, aż doszło do tego, że czuł się osaczony i wycieńczony takim życiem. Chciał czegoś innego i aby to osiągnąć, musiał uciec...nie dosłownie oczywiście. Przeszedł na "emeryturę" jako pustelnik i zgodnie ze swoim postanowieniem, zaczął żyć na odludziu, samotnie, wysoko w górach, w pobliżu rzeki Vitau.

 

Zgodnie z tradycją, wykuł kaplicę w wysokiej skale, a pod nią, kolejną pieczarę, która służyła mu jako miejsce odpoczynku. Legendy mówią, że Daniil żył tam ponad 20 lat, oddany Bogu, w nieustannym milczeniu i modlitwie. Czczony lokalnie przez setki lat, został kanonizowany przez Kościół Katolicki w 1992, a dzień w którym go czcimy przypada na 18 Grudnia.

 

Obecnie miejsce, które stworzył i w którym żył Daniil, wpisane jest do rejestru zabytków regiony Suceava. Co roku tysiące turystów przybywają tam z pielgrzymką i modlitwą.

 

 

[attachment=1554:16173467712_45fa0a8829_h.jpg][attachment=1555:Chilia_lui_Daniil_Sihastrul9.jpg][attachment=1556:cell_of_saint_daniil_sihastrul.jpg][attachment=1557:Chilia-Sfantului-Daniil-Sihastrul-20110225121753.jpg]

 

Tłumaczenie własne: http://unusualplaces...-romanian-monk/


Kompleks Riese wciąż pełen tajemnic

$
0
0

Projekt Riese (z niem. olbrzym) – kryptonim największego projektu górniczo-budowlanego hitlerowskich Niemiec, rozpoczętego i niedokończonego w Górach Sowich oraz na zamku Książ i pod nim w latach 1943-1945. Na przestrzeni lat zagadka Riese stała się tematem zarówno licznych poważnych hipotez, jak i historii sensacyjnych. Jedna z nich głosiła, że w trakcie II wojny światowej w Górach Sowich trwały prace nad niemiecką Wunderwaffe, którą miały stanowić niemieckie latające dyski napędzane urządzeniem o kryptonimie Dzwon (Die Glocke).,

 

Die-Glocke-e1379450725132.jpg

foto / oddx.com

 

Kompleks Riese fascynuje. Wystarczy kilka minut w okolicy, kilka chwil z przewodnikiem, czy kilka obejrzanych relacji, filmów w sieci, aby pochłonął nas bez reszty. I nie mam tutaj na myśli tylko fascynatów militariów, historii, czy teorii spiskowych. To tyczy każdego z nas - Polaka, turysty, odkrywcy, gościa. Wokół tematu Riese nie da się przejść obojętnie.

 

Nieliczne odtajnione dokumenty dotyczące nieznanych projektów zbrojeniowych III Rzeszy rzucają nowe światło na sprawę ogromnego, podziemnego kompleksu militarnego Riese, budowanego przez Niemców od 1943 do 1945 roku w rejonie Gór Sowich na Dolnym Śląsku.

 

Podobno na terenie kompleksu Riese, pod starym zamkiem Fursten w Książu koło Wałbrzycha, grupa nazistowskich naukowców i techników realizowała projekty broni niekonwencjonalnych. Miały to być bojowe maszyny latające mające kształt dysku i napędy nawet dzisiaj pozostające w sferze science fiction. Z planów, rysunków technicznych i innych dokumentów ujawnionych przez niemieckich specjalistów wynika, że naziści przed końcem wojny byli o krok od skonstruowania broni, dzięki której mogliby zawładnąć światem.

 

ss100.jpg

foto / discaircraft.greyfalcon.us

 

Pod koniec wojny załogi alianckich samolotów przelatujących nad Niemcami informowały o świetlistych kulach, pojawiających się w pobliżu ich maszyn. Owe świecące kule towarzyszyły samolotom przez pewien czas ich lotu a potem znikały równie nagle jak się pojawiały. Wkrótce później nazwano je "foo-fighterami". Foo-fightery pojawiały się zazwyczaj w grupach liczących do 10 sztuk, wykonując przy tym przeróżne ewolucje powietrzne.

 

Coraz częściej pojawiały się doniesienia na temat zaawansowanych technologii wykorzystywanych przez Niemcy w budowie nowych rodzajów broni. Wszystkie te przedsięwzięcia nadzorowane były przez SS i utrzymywane w wielkiej tajemnicy. Jak się później okazało doniesienia były prawdziwe.

 

Jednym z najbardziej tajnych projektów III Rzeszy były latające talerze określone symbolem V-7, które Hitler nazwał prawdopodobnie "cudowną bronią".

 

Jeden z dokumentów zawiera rysunki latających talerzy startujących pionowo spod ziemi - z kompleksu znajdującego się pod masywem górskim. Spodki wylatują z szybów o dużym przekroju. W materiałach, w kontekście badań nad niekonwencjonalnymi okrągłymi pojazdami, nieodmiennie pojawia się nazwa Riese.

 

28571767qt01.jpg

foto / martinjclemens.com

 

Czy Niemcy naprawdę budowali pod Górami Sowimi latające spodki? Jeden z nich, 25-metrowej średnicy Haunebu-1, miał być oblatywany na tajnym poligonie SS już w 1939 roku. Inny, 30-metrowy gigant Haunebu-2, osiągał prędkość do 6 tys. km/h. Dokumenty dotyczące cudownych broni Hitlera wskazują na to, że w podziemiach Riese zamierzano pracować nad bojowymi wersjami spodków.

 

Plany rozwoju pojazdów, wykorzystujących napęd przypuszczalnie zmieniający grawitację, były dalekosiężne. Wśród szokujących materiałów zachował się nawet szkic techniczny nazistowskiej stacji kosmicznej, opracowany w zakładach Zeppelin pod kryptonimem "Andromeda - Gerat".

 

seite21.jpg

foto / mental-ray.de

 

ANDROMEDA_plan.jpg

foto / thelivingmoon.com

 

Gdyby nie klęska wojenna, być może Niemcy zdołaliby dopracować niezwykłe, prototypowe pojazdy na tyle, by mogły wyruszyć na podbój świata.

 

Niemcy były tymi terenami zainteresowane i długo stacjonowały na zamku Książ, niemniej raczej niczego nie zdołały odkryć. Poszukiwacze skarbów dzięki miejscom, do których dotarli, mogą jedynie ocenić rozmach projektu. Olbrzymią instalację zbudowano na obszarze 200 km kw., dzięki morderczej pracy więźniów obozu koncentracyjnego Gross Rosen, których ponad 17 tys. zmarło lub zginęło pod ziemią.

 

Przeznaczenie największego przedsięwzięcia budowlanego III Rzeszy, niesamowitego, ukrytego pod ziemią kompleksu złożonego z dziesiątków kilometrów tuneli i korytarzy, głębokich szybów wind, trakcji kolejowej, hal i silosów oficjalnie pozostaje tajemnicą.

 

nazi-saucer2.jpg

foto / ufodigest.com

 

07282df0.gif

foto / 1.bp.blogspot.com

 

nazi-saucer-70.JPG

foto / interstellarodyssey.com

 

Dzięki świadkom wiadomo jednak, że dwa dni przed kapitulacją do Riese wjechał konwój kilkudziesięciu ciężarówek wypełnionych wielkimi skrzyniami. Samochody nigdy nie opuściły podziemi, podobnie jak żadna z osób obsługujących konwój. Cokolwiek ukryto w przepastnych trzewiach Olbrzyma, Bursztynową Komnatę, jak spekulują niektórzy, czy dokumentację techniczną cudownej broni, zaginął po tym ślad. Lecz czy aby na pewno?

 

Istnieją jednak domniemania, że prace nad Dzwonem kontynuowano już po wojnie, w Ameryce Południowej. Było to podobno w Argentynie, a osobą, która za to odpowiadała miał być SS-man ze Szczecina Obergruppenführer Hans Kammler. Oficjalnie zmarł w ostatnich dniach wojny, ale nieoficjalnie przedostał się na nowy kontynent. Ten generał SS był bezpośrednio odpowiedzialny za projekt wunderwaffe. Potem narosło mitów, że stworzono "latające spodki" zasilane przez silniki antygrawitacyjne, których koncept powstawał na terenie dzisiejszej Polski. Nazwisko Kammler wiąże się też z nazistowską organizacją Ahnenerbe, która była rzekomo zaangażowana w rozwój wielu niemieckich cudownych broni podczas II wojny światowej.

 

V7 był prawdopodobnie najbardziej wyczekiwanym projektem Hitlera ale także najbardziej śmiercionośnym. Wewnątrz maszyny znajdowały się dwa cylindry poruszające się przeciwstawnie i wypełnione substancjami przypominającymi rtęć. Wszystko było tak tajne, że podobno zbędnych świadków udanych eksperymentów z antygrawitacją prewencyjnie rozstrzeliwano.

 

I_Haunebu2-07.jpg

foto / innemedium

 

Zagadką pozostaje, że prace w Olbrzymie trwały aż do 6 maja 1945 roku mimo, że wojna skończyła się już kilka dni wcześniej, a 4 tys. żołnierzy pilnujących kompleksu nie zostało przerzuconych do obrony Wrocławia. Świadczyć to o tym, że Niemcy pracowali tam nad bronią jądrową i V7, tym co Hitler uważał za "Wunderwaffe", która mogłaby odmienić losy wojny zaledwie w kilka dni przechylając szalę zwycięstwa na stronę niemiecką.

 

Przed wkroczeniem wojsk radzieckich Niemcy wycofując się, zabili około 12 tys. jeńców oraz 4 tys. nadzorców, a podziemia dokładnie zabezpieczyli zawalając większą część po to żeby uniemożliwić ich późniejsze przeczesywanie.

 

Po kapitulacji III Rzeszy w Berlinie rozpoczęła dochodzenie komórka NKWD zajmująca się przesłuchiwaniem jeńców oraz oficerów niemieckich mających związek z tajnymi technologiami składowanymi na Dolnym Śląsku, której przewodzili płk. Władysław Szymański i gen. Jakub Prawin. Dokumenty ze śledztwa spisywano bez pomocy tłumacza i maszynistki, a następnie przesyłano specjalnym kanałem do Bieruta. A wszystko dlatego, że przesłuchania dotyczyły jak określił to jeden z badanych SS Jakob Sporrenberg "najtajniejszego projektu III Rzeszy". W latach 40 - 50 przez zachodnie i sowieckie służby wywiadowcze, których celem było odnalezienie archiwum Miethego zawierającego plany i opis techniczny V7.

 

Źródło:

pufoc.republika
wikipedia
innemedium
ruszajwdrogę
ufodigest.com
thelivingmoon.com
mental-ray.de
interstellarodyssey.com
kompleksriese.pl
abovetopsecret.com

Co zrobić w przypadku opętania?

$
0
0

                 def338ca9e5c2845952a1dcbe98c1843.jpg

(źródło: onet.pl)

 

Prawdziwe opętania są niezwykle rzadkie, niemniej jednak zdarzają się częściej niż mogłoby się wydawać. Często wydaje się, że dana osoba może być opętana, bo zaczyna zachowywać się inaczej niż zazwyczaj, nienaturalnie, lecz w praktyce takie zachowanie zapewne ma logiczne wyjaśnienie. Zdarza się jednak, że na niektóre zachowania nie potrafisz znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Gdy osiągniesz ten punkt, musisz poważnie rozważyć opcję opętania.

 

W jaki sposób możesz dostrzec tą różnicę? Jeżeli słyszysz jakieś dziwne dźwięki wydobywające się z piwnicy, zapewne masz wytłumaczenie. Innym razem możesz usłyszeć drapanie dochodzące z dalekiego kąta Twojego pokoju. Co wtedy zrobić? Dzwonić po egzorcystę? Oczywiście najpierw warto jest sprawdzić czy nie jest to np. „zasługa” zwierzaka mieszkającego niedaleko. Ale co w sytuacji, gdy siedzisz na sofie, a ta nagle zaczyna szurać po podłodze? Oczywiście, wiesz, że to nie sprawka jakiejś super wiewiórki, więc w takim wypadku warto poszukać pomocy.

 

Znalezienie osoby, która mogłaby Tobie pomóc może być trudne, przecież osoby zajmujące się zjawiskami paranormalnymi nie ogłaszają się w gazetach… Z pomocą przychodzi Internet, lecz mimo wszystko, dalej jest pod górkę. Szybki rzut oka i zauważysz, że jest całe multum organizacji, które twierdzą, że zajmują się zjawiskami paranormalnymi i faktycznie, niektóre to robią, inne niestety nie. Z tego też powodu trzeba skontaktować się z kilkoma z nich i zadawać dużo pytań – to najlepsza rada jakiej mogę Ci udzielić. Zapytaj między innymi o to iloma sprawami się zajmowali, jakie sprawy to były, zapytaj również o ich wiek. Gdy usłyszysz, że wszyscy z nich mają po 19 lat, to możesz postawić w ciemno, że ich doświadczenie jest znikome. Oczywiście, mogą być „dobrzy” w swoim fachu, jednak na pewno nie zajmowali się wieloma sprawami, a w szczególności na pewno nie tymi poważnymi. Zanim jednak zdecydujesz się na kontakt z kimkolwiek, jest parę rzeczy do zrobienia samem, które pozwolą Tobie zaoszczędzić sporo czasu, bo gdy naprawdę mamy do czynienia z duchem, każda zaoszczędzona minuta jest na wagę złota.

 

Pierwszą rzeczą jaką powinieneś zrobić jest pozbieranie myśli. Gdy będziesz z kimś rozmawiał, czy też pisał, z pewnością będziesz chciał przekazać tyle szczegółowych informacji ile to tylko możliwe. Gdy tego nie uczynisz, prawdopodobnie rozmawiając z kimś będziesz nerwowy i możesz mieć problemy z przywołaniem wszystkich potrzebnych i dokładnych informacji. Będąc szczerym, nie potrafię zapamiętać do końca daty swojego ślubu, nawet gdy nie jestem akurat pod wpływem stresu! W każdym bądź razie, każdy szczegół pozwoli komuś ocenić, czy Twój problem jest poważny czy też nie. Pierwszą rzeczą, którą mówię swoim klientom jest to, by wzięli notes i podzielili stronę na sekcje. W pierwszej sekcji wypisz wszystko co pamiętasz, a wydarzyło się w przeszłości. Wypisz tyle szczegółów ile to możliwe. Oczywiście, nikt nie oczekuje byś pamiętał KAŻDY szczegół. Dobrze jest napisać, że to i to wydarzyło się 3 miesiące temu i wydaje mi się, że to coś robiło to i tamto. Im więcej szczegółów przekażesz badaczowi, tym lepiej. Wypunktuj nawet rzeczy/sytuacje, które wydają Ci się mieć racjonalne wytłumaczenie, bo lepiej jest stwierdzić, że 99 sytuacji ma swoje wyjaśnienie, niż przegapić tą jedną istotną.

 

W kolejnej sekcji wypisz wszystkie zdarzenia, które miały miejsce. Musisz być bardzo szczegółowy. Wyszczególnij zjawiska, które miały miejsce – konkretny dzień, data. Zanotuj godzinę, miejsce oraz długość trwania aktywności (możesz nawet podać jaka wtedy panowała pogoda). Pierwszą rzeczą, którą robię, to zwracam uwagę na pewne wzorce, jeżeli takowe występują. Wiedząc, że dziwne zjawiska zawsze skupiają się wokół jednej osoby, może być ekstremalnie istotne. Odkrycie tego, że dziwne sytuacje mają miejsce np. tylko w czwartki, sprawia, że wiem kiedy być na miejscu. Czy aktywność ta występuję tylko w jednym pokoju? Jeśli tak, to wiem gdzie się rozstawić. Ten szablon jest kluczowy, gdy mamy do czynienia ze zjawiskami opętania. Najtrudniejszą rzeczą jest właśnie odnaleźć ten wzór!

 

 

Najistotniejszą sprawą by poradzić sobie z opętaniem jest poznanie przyczyny, dlaczego to się zaczęło i z jakim bytem mamy do czynienia. Niektórym wydaje się że łatwo jest rozpoznać czy dręczy nas duch jakiegoś człowieka, czy też coś demonicznego, jednak rzeczywistość jest inna. Z pewnością, jeżeli ktoś w domu lewituje to możemy postawić w ciemno, że nie jest to byt ludzki, ani owa super wiewiórka, która unosi kogoś w powietrzu, jednakże takie zjawiska mają miejsce bardzo rzadko. Z kolei gdy wiemy, że dana osoba posługiwała się tabliczką Oujia, możemy z cała pewnością stwierdzić, że „coś” zostało przez nas zaproszone, a by poradzić sobie z czymś takim, musimy cofnąć zaproszenie. Jeżeli ktoś z domowników używał książki z dziwnymi zaklęciami lub czymś podobnym, prawdopodobnie zawitał do nas byt okultystyczny, demoniczny. Gdy odkryjemy jakie zaklęcie zostało użyte to pojawi się pomysł jak je cofnąć i pozbyć się problemu. Dlatego też poinformuj badacza o tym, że używałeś czegoś, co mogło spowodować nawiedzanie. Nie bój się tego, że badacz pogrozi Tobie palcem, gdyż z pewnością tego nie zrobi. Jeżeli jednak taka sytuacja będzie miała miejsce, powiedz mu by poszedł tam, gdzie jego miejsce i wezwij kogoś innego. Każdy kto osądza innych, nie ma w tym fachu żadnej przeszłości. Większość przypadków opętania ma miejsce, gdy byt zostaje zaproszony, jednakże jeżeli zależy Tobie na tym, by pomóc komuś innemu, to nie ma miejsca na obwinianie kogoś. Jeżeli posiadasz jakiś dowód w postaci zdjęcia lub nagrania wideo/audio poinformuj o tym, a z pewnością będzie to pomocne.

 

Pamiętaj o tym, by powiedzieć jaką religię wyznajesz i czy ją praktykujesz. Poinformuj również o tym, czy używałeś modlitwy jako broni i jaki przyniosło to efekt, gdyż może to być ważną informacją. Czy dom był pobłogosławiony? Jeżeli tak to co działo się później? Jeżeli wydaje Ci się, że możesz być medium – powiedz to. Spróbuj dowiedzieć się, czy ktoś prócz Ciebie z rodziny ma podobne zdolności.  Możesz mieć problemy z tego względu, że byty wiedzą o Twoich zdolnościach, wiedzą, że je widzisz i wyczuwasz ich obecność. Poznaj historię domu, możesz popytać (o ile ich znasz) byłych mieszkańców, czy mieli podobne problemy co Ty. Kolejnym pytaniem jest to, kiedy się te problemy zaczęły? Czy pojawiły się one dopiero w tym konkretnym domu, czy może bywały już wcześniej? Często jest tak, że to nie dane miejsce jest opętane, lecz dana osoba. Jeżeli masz w domu zwierzęta, powiedz badaczowi jak one się zachowują. Psy i koty mają zdolność do wyczuwania paranormalnych zjawisk.

 

Zanim jednak skontaktujesz się z wybraną organizacją, jest parę rzeczy, które możesz wykonać sam, by zniwelować efekty opętania. Podstawową sprawą jest ignorowanie takich zjawisk na tyle, jak tylko to możliwe. Oczywiście, nie jest to łatwe gdy np. jesteś w kuchni a krzesło zaczyna lecieć w stronę okna… Wszystkie duchy mają pewną strategię, a główną jest sianie strachu i negatywnych emocji, bo one się tym karmią. Im dłużej i bardziej karmią się Twoim strachem, tym większe negatywne emocje na Tobie wywołują, gdyż chcą Twojej uwagi. Z tego względu należy dawać im tej uwagi jak najmniej, co spowoduje zmniejszenie niepożądanych zjawisk.
Kolejną cenną radą, która pomoże w obronie jest używanie wody święconej. Mało istotne czy jesteś katolikiem, czy tez nie – woda święcona po prostu działa. Używaj jej w każdej sytuacji gdy paranormalna aktywność ma miejsce, a z pewnością zniweluje ona skutki lub całkowicie ją zakończy. Gdy będziesz już w kontakcie z osobą, która będzie Tobie pomagać, poinformuj ją o używaniu wody święconej i efektach jakie ona dawała. Nikogo pewni nie zadziwię, gdy powiem o modlitwie. Tak, módl się! Nie ważne jakiego Boga wyznajesz, po prostu módl się, gdyż nie można sobie poradzić w żaden sposób fizycznie gdy mamy do czynienia z energią duchową. Poza kilkoma „sztuczkami”, które mogą pomóc w poradzeniu sobie z problemem, jest parę kwestii, które mogą wszystko pogorszyć, a szczególnie jedna. Nigdy, przenigdy, w żadnym wypadku nie rzucaj temu bytowi wyzwania! Nikt nie ma szans w starciu ze złą energią! Nieważne jak źle by nie było, nie rzucaj wyzwań, ani nie próbuj odprawiania egzorcyzmów na własną rękę, gdyż może mieć to katastrofalne skutki. Zostawmy to ludziom, którzy są w tym przeszkoleni. Nie poddawaj się, nie trać nadziei, przyjdzie czas, że zwalczysz problem.

 

Na zakończenie napiszę ponownie – im szybciej ktoś Tobie pomoże, tym lepiej oraz im więcej informacji podasz badaczowi, tym większe szanse na szybkie załatwienie problemu!

 

 

Źródło: Tom Cooney (http://theshadowlands.net/)

Tłumaczenie i opracowanie: Bomaw

Sobowtóry (?) z przeszłości

$
0
0

Zakładam ten temat bardziej w stylu "sezonu ogórkowego", który zbliża się wielkimi krokami - nie chciałbym budować na nim jakieś szalonej teorii, tym bardziej, że nie mam pewności czy nie opieram go na czyimś żarcie.
Nie ukrywam jednak, że kiedy pierwszy raz oglądnąłem galerię zdjęć, którą w nim zaprezentuję, to jak mi się już micha przestała śmiać (Rocky wymiótł po prostu), to pomyślałem sobie, czy rzeczywiście nie ma w nim czegoś co może wykraczać poza kategorię "lekkie i przyjemne"? Ciekaw jestem Waszych opinii.
Ale do rzeczy.
W jednym z tematów, w których brałem udział w dyskusji, pojawił się post  serima, którego fragment mnie zaciekawił.
cyt." ...kiedys gdzieś czytałem nie pamiętam gdzie że reinkarnacja nie musi to być sama dusza a może to być płeć i wygląd."

Ogólnie, to definicja reinkarnacji brzmi tak:
"Reinkarnacja (również: metempsychoza, transmigracja; łac. re+in+caro, carnis - ponowne wcielenie) – pogląd, według którego dusza (bądź świadomość) po śmierci ciała może wcielić się w nowy byt fizyczny. Np. dusza jednego człowieka może przejść w ciało nowonarodzonego dziecka lub zwierzęcia czy nawet według niektórych poglądów rośliny. Samo słowo reinkarnacja jest zestawieniem dwóch członów: inkarnacja (wcielenie) i przedrostka re (oznaczającego powtórzenie czegoś). Dosłownie więc reinkarnacja oznacza powtórne wcielenie."

źródło

Czytając powyższe, wygląda więc na to, że informację serima trudno byłoby jednak poprzeć dowodami.
Jednak coś może być na rzeczy (chociaż niekoniecznie musi dotyczyć reinkarnacji właśnie), bo szperając na forum, natrafiłem na temat Ivelliosa zatytułowany Doppelgangery i bilokacja  , w którym wspomina on min. o obserwacjach dotyczących sobowtórów, które poczyniły znane postaci historyczne.
Jak wiadomo - "każdy ma swojego sobowtóra" (przynajmniej tak się powszechnie sądzi) - niezależnie od tego, czy jest znany, czy nie, co udowodnił (raz z lepszym - raz z gorszym skutkiem) kanadyjski fotograf Francois Brunelle w swoim projekcie podczas którego cyt."w ciągu 12 lat pracy odnalazł i sfotografował kilkadziesiąt par ludzi podobnych do siebie niemal jak klony czy bliźnięta jednojajowe, a jednak sobie obcych."
Z efektami tego przedsięwzięcia, można zapoznać się w tym linku.
Innym przykładem, trochę może ciekawszym, bo dotyczącym osób bardziej rozpoznawalnych niż modele występujący przed obiektywem Kanadyjczyka, są sobowtóry znanych amerykańskich aktorów znalezione w Rosji.

celebryci-i-ich-sobowtory-0.jpg

O tym, że powyższe zestawienie potraktowane jest bardziej jako ciekawostka humorystyczna, nie trzeba przekonywać - zdjęcie Clinta Eastwooda i jego psi odpowiednik mówią wszystko w tej kwestii.
Niemniej jednak, trudno nie przyznać racji jego autorowi - rosyjskich "modeli", śmiało można potraktować jako sobowtóry amerykańskich sław.

Mogłoby to potwierdzać (a raczej wyjaśniać) przypadki bilokacji, przedstawione przez Ivelliosa - no, może poza tezą, że ukazanie się Doppelgangera zwiastuje nieszczęście.

Chociaż, jeżeli się wczytać w definicję sobowtóra / Doppelgangera (w ujęciu mitologicznym), to również wygląda na to, że to nie jest dokładnie to o czym chciałbym porozmawiać. Czyli zostawałby "zwyczajne" sobowtóry.
cyt.

"Sobowtór (niem. Doppelgänger) – istota fikcyjna, duch-bliźniak żyjącej osoby; czarny charakter, mający zdolność pojawiania się w dwóch miejscach jednocześnie.
W języku niemieckim Doppelgänger oznacza po prostu sobowtóra. W wierzeniach jednak odnosi do złego brata bliźniaka. W języku niemieckim słowo to określa „podwójnego wędrowca”, kogoś, kto porusza się w taki sam sposób jak druga osoba. Słowo to może również oznaczać zjawisko polegające na tym, że człowiek widzi siebie samego kątem oka w miejscu, w którym zobaczenie swojego własnego odbicia jest niemożliwe. Takie zobaczenie samego siebie przyjmuje się jako zapowiedź nadchodzącej zguby lub nieszczęścia. Niektóre źródła mówią, że zobaczenie doppelgängera swojego przyjaciela lub krewnego zwiastuje chorobę lub niebezpieczeństwo. Natomiast ujrzenie swojego własnego doppelgängera jest zapowiedzią rychłej śmierci. W mitologii skandynawskiej słowo "vardøger" oznacza duchowego bliźniaka, który jest zawsze o jeden krok przed żyjącą osobą, wykonując jej ruchy z wyprzedzeniem."


źródło 

 

Warto przypomnieć, że wszystkie opisywane przypadki z tematu Ivelliosa  miały miejsce "współcześnie" dla dotykających je osób, to znaczy występowały wtedy kiedy te osoby żyły.

I tu pojawia się jeszcze jeden aspekt sprawy (że powoli zmierzał będę do wyjaśnienia takiego, a nie innego tytułu tematu).

No, bo co z sytuacjami, w których, na starych obrazach lub fotografiach dostrzegamy postaci łudząco podobne do współcześnie nam żyjących?
Czy to żart jakiegoś miłośnika Photoshopa lub zwykłe złudzenie wynikające tylko z podobieństwa dwóch fotografii, a nie osoby żyjącej do postaci historycznej?
Czy ma to raczej świadczyć o tym, że żyli oni lub ich "odpowiedniki" w danej epoce, w tej samej oprawie cielesnej, powiedzmy kilkadziesiąt, czy kilkaset lat wcześniej?  Zajmując inną pozycję społeczną, wykonując inny zawód, a czasami różniąc się nawet płcią - przy czym, wyglądali łudząco podobnie jak ci, których oglądamy w kinie, czy internecie?

Zapraszam do obejrzenia galerii znanych postaci, których odpowiedniki "funkcjonowały" w przeszłości i przedstawienia własnej wersji wyjaśniającej tą ciekawostkę

John Trawolta
celebryci-i-ich-sobowtory-1.jpg

Nicolas Cage
celebryci-i-ich-sobowtory-2.jpg

Mark Zuckerberg
celebryci-i-ich-sobowtory-3.jpg

Justin Timberlake
celebryci-i-ich-sobowtory-4.jpg

Christian Bale
celebryci-i-ich-sobowtory-5.jpg

Eddie Murphy
celebryci-i-ich-sobowtory-6.jpg

Alec Baldwin
celebryci-i-ich-sobowtory-7.jpg

Keanu Reeves
celebryci-i-ich-sobowtory-8.jpg

Jimmy Fallon
celebryci-i-ich-sobowtory-9.jpg

Anne Hathaway
celebryci-i-ich-sobowtory-10.jpg

Jay-Z
celebryci-i-ich-sobowtory-11.jpg

Michael Cera
celebryci-i-ich-sobowtory-12.jpg

Conan O’Brien
celebryci-i-ich-sobowtory-13.jpg

Peter Dinklage
celebryci-i-ich-sobowtory-14.jpg

Rupert Grint
celebryci-i-ich-sobowtory-15.jpg

Jack Black
celebryci-i-ich-sobowtory-16.jpg

John Krasinski
celebryci-i-ich-sobowtory-17.jpg

Leonardo DiCaprio
celebryci-i-ich-sobowtory-18.jpg

Orlando Bloom
celebryci-i-ich-sobowtory-19.jpg

Brad Pitt
celebryci-i-ich-sobowtory-20.jpg

Sylvester Stallone
celebryci-i-ich-sobowtory-21.jpg

Maggie Gyllenhaal
celebryci-i-ich-sobowtory-22.jpg

Charlie Sheen
celebryci-i-ich-sobowtory-23.jpg

Shia LaBeouf
celebryci-i-ich-sobowtory-24.jpg

Bruce Willis
celebryci-i-ich-sobowtory-25.jpg

źródło

Biała Dama z St Mary’s Church

$
0
0

biala%20dama%201.jpg
Małżeństwo Berthelot - Diane (81lat) i Peter (82 lata)

 

 

Diane Berthelot czuła się źle, od kilku miesięcy po usunięciu pęcherzyka żółciowego i kuracji antybiotykami przeciwko zakażeniu, kiedy znalazła się w kościele w miejscowości Worstead Norfolk, żeby odpocząć i schronić się przed letnim skwarem.
Podczas gdy ona siedziała w ławce w pobliżu chrzcielnicy i modliła się w intencji powrotu do zdrowia, jej mąż Peter i syn Dawid zwiedzali pusty kościół robiąc zdjęcia.

 

Pani Berthelot pamięta uczucie mrowienia całego ciała i wrażenie ciepła i komfortu, kiedy siedziała w drewnianej ławce z pochyloną głową i zamkniętymi oczami.

 

Kiedy odpoczęła, wraz z rodziną opuściła kościół i zapomniała o tym wydarzeniu na sześć miesięcy, do czasu, kiedy film z aparatu został wywołany i w jej domu w Chelmsford, w hrabstwie Essex urządzono pokaz slajdów z wakacji.

 

Na jednym zdjęciu widać wyraźnie, że w ławce tuż za panią Berthelot, siedzi staromodnie ubrana kobieta w jasnym ubraniu i czepku.

 

 

biala%20dama%202.jpg
Zdjęcie Białej Damy siedzącej za Diane Bethelot

 

 

Według słów pani Berthelot: "Kiedy zobaczyliśmy na ekranie projektora, siedzącą za mną kobietę, po prostu patrzyliśmy na to z otwartymi ustami. Poczułam mrowienie w nogach. A później ogarnęło ono moje całe ciało. To było przyjemne, budujące wrażenie".

Jej mąż dodaje: "Spacerowałem po całym kościele, przyglądając się różnym rzeczom. Kiedy wróciłem, zobaczyłem siedzącą Diane  i zrobiłem to zdjęcie. Nie widziałem nikogo za nią, choć to jest tak wyraźnie widoczne na zdjęciu. To niesamowite".

 

Kiedy następnego lata ponownie przyjechali do kościoła St Mary’s Church w Worstead, pokazali zdjęcie proboszczowi, który opowiedział im o miejscowej legendzie, według której Biała Dama była uzdrowicielem pojawiającym się przy tych, którzy byli chorzy.

 

Według przekazów, w wigilię Bożego Narodzenia 1830 r., pewien mężczyzna wspiął się do dzwonnicy kościoła, z zamiarem pocałowania Białej Damy, kiedy ją zobaczy.
Przyjaciele odnaleźli go skulonego w kącie, szepczącego "Widziałem ją, widziałem ją", tuż przed tym zanim umarł.

 

Jednak pani Berthelot nadal uważa, że jej kontakt  ze zjawą był pozytywnym zdarzeniem, które  miało dobry wpływ tak na jej zdrowie, jak i duchowe samopoczucie przez całe jej dalsze życie.

 

 

biala%20dama%203.jpg
Kościół St Mary’s Church w Worstead

 

 

Przez kolejne lata, po tym pierwszym spotkaniu z 2 sierpnia 1975 r doświadczała tego samego mrowienia ciała, kiedy tylko spoglądała na fotografię.

Jak mówi "Zawsze czułam, że to błogosławieństwo, ponieważ całe moje życie zmieniło się od czasu kiedy zdałam sobie sprawę z faktu, że Biała Dama siedziała tuż za mną. To zainspirowało mnie do pisania wierszy.
Nie mogę zapomnieć wrażenia, które ogarnęło mnie kiedy siedziałam w tej ławce - jakby to było wczoraj
".

 

 

Jej mąż mówi " Za każdym razem kiedy znów odwiedzamy ten kościół, jest to dla nas bardzo kojące doświadczenie. Zdecydowanie wierzę w duchy".

 

 

tłumaczenie własne
źródło

Kwazary, tajemnicze, potężne i fascynujące

$
0
0

Ngc4319_hst_big.jpg

Galaktyka NGC 4319 z kwazarem Markarian 205 (w prawym górnym rogu)

 

Kwazary to niezwykłe zjawisko kosmiczne. Nurtujące naukowców, nie do końca poznane ale wciąż budzące podziw i fascynację. Obiekty te będące gwiazdami emitującymi fale radiowe wykryto w XIX wieku. Wtedy to wykonano pierwsze ich zdjęcia. Ale nie zdawano sobie sprawy czym w istocie jest kwazar. Dopiero od lat pięćdziesiątych XX wieku zaczęto dokładniej się mu przyglądać. Radioteleskopy pozwoliły dostrzec emisję radiową pochodzącą z kwazarów. A pierwsze widmo pojawiło się w roku 1963. Silne przesunięcie linii emisyjnych ku czerwieni wskazuje jednoznacznie na to, że kwazary obecne w kosmosie znajdują się w bardzo dużej odległości od Drogi Mlecznej. Obserwując kwazary obserwujemy przeszłość naszego wszechświata, gdyż światło kwazarów, które dotarło do nas dziś pochodzi sprzed miliardów lat.

 

To szczególnie interesujące, obserwacje dalekich gwiazd dostarczają nam informację na temat wydarzeń z wszechświata sięgających dziesiątek lub setek miliardów lat, wiedza zebrana z ich obserwacji jest bezcenna, o ileż cenniejsza może być wiedza sprzed miliarda lat? Lub też dwóch czy trzech?

 

Kwazary, ze względu na ich ogromną jasność, muszą mieć bardzo dużą moc promieniowania, rzędu 1041 W – taką jak cała galaktyka. Jednocześnie niektóre kwazary zauważalnie zmieniają swoją jasność w czasie rzędu dni, zatem muszą być względnie małymi obiektami, wielkości mniej więcej Układu Słonecznego (obiekt nie może zmienić się w czasie krótszym, niż czas potrzebny światłu na dotarcie z centrum do krańców). Obecnie wiemy, że kwazar jest rodzajem aktywnej galaktyki, a obserwowane światło pochodzi z obszaru jej jądra.

Wróćmy jednak do samego początku. Punktowe obiekty optyczne widoczne na niebie w miejscach niektórych radioźródeł zostały na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych nazwane kwazarami (QSO, ang. quasi-stellar object - obiekt gwiazdopodobny). W wyniku systematycznych poszukiwań kwazarów różnymi metodami współczesna definicja tych obiektów zawiera następujące elementy: a) obraz kwazara na zdjęciu jest nieodróżnialny od gwiazdy; b) w widmie kwazara występują szerokie linie emisyjne; c) widmo kwazara jest silnie przesunięte w stronę fal długich (przesunięcie widma ku czerwieni); d) widmo ciągłe (kontinuum) wykazuje nadwyżkę promieniowania w nadfiolecie (ultrafiolecie). Blask wielu kwazarów zmienia się w skali miesięcy lub lat. Natomiast duża jasność radiowa cechuje jedynie około 10% kwazarów. To doskonała ilustracja roli, jaką w astronomii odgrywa selekcja obserwacyjna. Po raz pierwszy kwazary zwróciły uwagę astronomów promieniowaniem radiowym, gdyż w dziedzinie optycznej mają niepozorny wygląd, przypominając gwiazdy z naszej Galaktyki. Gdyby w poszukiwaniach kwazarów stosować nadal tylko kryterium radiowe, 90% tych obiektów wciąż czekałoby na odkrycie. 

 

kwazar-galaktyka-centaurus-A.jpg

Zdjęcie: Kwazar znajdujący się w galaktyce Centaurus A (NGC 5120).)

 

Linie emisyjne dzielą się na dwie grupy: stosunkowo wąskie, odpowiadające zarówno przejściom dozwolonym, jak i wzbronionym o szerokościach dopplerowskich w przedziale 300-1500 km/s (typowo 600 km/s) oraz szerokie linie dozwolone z charakterystycznymi szerokościami 1000-10 000 km/s. W niektórych obiektach obserwujemy zmianę natężenia szerokich linii podobne do zmian widma ciągłego; wąskie linie nie wykazują zauważalnej zmienności. Obecność dwu grup linii oznacza istnienie dwóch obszarów o odmiennych własnościach fizycznych. Wąskie linie są emitowane przez otaczające aktywne centrum obłoki gazu, w których gęstość cząstek wynosi 109-1012 m-3, a temperatura (1-2) x 104 kelwinów. Najczęściej obserwuje się linie wodoru (H), helu (He), węgla ©, azotu (N), tlenu (O), magnezu (Mg) oraz żelaza (Fe), jedno- i wielokrotnie zjonizowanych. Względne natężenia linii są podobne do rozkładu natężeń obserwowanych w widmach mgławic planetarnych. Oznacza to, że głównym mechanizmem wzbudzenia jest fotojonizacja.

 

800px-CygnusA.JPG

Obraz jednej z najjaśniejszych galaktyk radiowych: Cygnus A. Widać dżety wypływające z jądra (gdzie znajduje się czarna dziura i dysk akrecyjny) oraz tzw. gorące plamy. źródło: Internet.

 

Promieniowanie jonizujące pochodzi z kontinuum emitowanego z rejonów leżących bliżej środka obiektu. Obszar zajmowany przez świecące w wąskich liniach obłoki rozciąga się do odległości rzędu 100 parseków (pc) od źródła promieniowania ciągłego, ale obłoki wypełniają jedynie ułamek tej objętości. Ruch obłoków w zajmowanym obszarze pozostaje niewyjaśniony

 

Widmo ciągłe kwazarów obejmuje bardzo szeroki zakres promieniowania. Typowy obiekt jest silnym źródłem od podczerwieni do twardych promieni X. Ilość energii wysyłana przez kwazar w każdym z tych przedziałów widma pozostaje w przybliżeniu jednakowa. Dla kwazarów aktywnych radiowo regułę tę można rozszerzyć na fale radiowe. W obszarze widzialnym i bliskiego nadfioletu występuje z reguły nadwyżka promieniowania, którą przypisuje się emisji termicznej dysku akrecyjnego otaczającego czarną dziurę. Mechanizmu produkcji całego kontinuum nie udało się jeszcze w pełni wyjaśnić. W niektórych obiektach jest to zapewne promieniowanie synchrotronowe, jednakże za emisję w podczerwieni często odpowiada gorący pył znajdujący się w obszarach zewnętrznych w stosunku do dysku akrecyjnego.

 

1008-kwazary1.jpg

Różne galaktyki zawierające kwazary. Obrazy w lewej kolumnie przedstawiają galaktyki o normalnej budowie: na górze - kwazar PG0052-251 z przesunięciem widma ku czerwieni wynoszącym z = 0,155 znajduje się w centrum "zwyczajnej" galaktyki spiralnej; na dole - kwazar PHL 909 (z = 0,171) w centrum galaktyki eliptycznej. W kolumnie środkowej: na górze - kwazar IRAS04505-2958 (z = 0,286) znajduje się w środku obrazu i jest związany ze zdeformowaną galaktyką spiralną, której najwyraźniejsze fragmenty są widoczne w dolnej części zdjęcia (obiekt powyżej jest gwiazdą Drogi Mlecznej); na dole - kwazar PG1012-008 (z = 0,185) (w środku obrazu) znajduje się w odległości około 10 kiloparseków od zniekształconej galaktyki leżącej bezpośrednio poniżej kwazara; zwarta galaktyka po lewej stronie również może należeć do układu. W kolumnie prawej: na górze - z galaktyki zawierającej kwazar 0316-346 (z = 0,26) rozciąga się rozległy warkocz materii, świadczący o niedawnym oddziaływaniu z inną (niewidoczną na zdjęciu) galaktyką; na dole - kwazar IRAS13218-0552 (z = 0,205) w centrum dwóch galaktyk, znajdujących się zapewne w fazie łączenia. Fot. HST/NASA.

 

Obecnie znamy już ponad milion kwazarów przede wszystkim dzięki przeglądowi nieba Sloan Digital Sky Survey. We współczesnej epoce (czyli w odległościach mniejszych niż miliard lat świetlnych) kwazary występują rzadko. Większość kwazarów jest bardzo odległa, najliczniej występują w odległościach około 10 miliardów lat świetlnych (przy przesunięciu ku czerwieni około 2). W jeszcze większych odległościach liczba kwazarów wydaje się maleć, ale poszukiwania najbardziej odległych obiektów są trudne.

 

Przez kilka lat najodleglejszym znanym kwazarem był obiekt odkryty w 2007 roku, którego przesunięcie ku czerwieni wynosi 6,43. Światło od tego kwazara biegło do nas około 12,7 mld lat. Obecnie znany jest już kwazar ULAS J1120+0641, który powstał najprawdopodobniej zaledwie 770 milionów lat po Wielkim Wybuchu. Światło wyemitowane przez niego, które dociera teraz do Ziemi, biegło 12,9 mld lat. Jego odległość od Ziemi we współrzędnych współporuszających się wynosi zatem 28,85 mld lat świetlnych.

 

Należy w tym miejscu wyróżnić także obiekty pokrewne. Należą do nich min:

 

  • Galaktyki radiowe (aktywna) - Galaktyka aktywna to galaktyka, w której energia w znaczącej ilości nie jest emitowana przez jej normalne składniki, czyli: gwiazdy, pył i gaz międzygwiazdowy. Ta część energii, zależnie od typu galaktyki aktywnej, może być emitowana w szerokim zakresie widma elektromagnetycznego jako podczerwień, fale radiowe, ultrafiolet, promieniowanie rentgenowskie oraz promieniowanie gamma. Aktywność galaktyki jest wynikiem procesów zachodzących w jej jądrze, stąd często wymiennie używa się określenia "aktywne galaktyki" i "aktywne jądra galaktyk", szczególnie w języku angielskim ("Active galaxies" oraz Active Galactic Nuclei, w skrócie AGN). W części aktywnych galaktyk obserwuje się dżety - strugi materii mogące rozciągać się na bardzo duże odległości, zasilając tym samym rozległe struktury. Kwazary to jedna z form aktywności. Jednakże we wszystkich przypadkach aktywne jądro lub centralny 'silnik' jest fundamentalnym źródłem energii. Około 10 procent aktywnych galaktyk jest zdecydowanie jaśniejsza w zakresie radiowym niż pozostałe, nazywane w związku z tym radiowo cichymi. Formalnym parametrem opisującym radiową głośność jest stosunek strumienia promieniowania w zakresie fal radiowych do strumienia promieniowania w zakresie optycznym. Badanie rozkładu wartości tych parametrów w bardzo dużej próbce obiektów wykazuje, że ok. 90 procent galaktyk ma radiową głośność w granicach od 0 do 10 (typowa wartość to około 2), po czym 10 procent obiektów ma wartości sięgające z niemal równomiernym rozkładem aż do koło 1000. Radiogalaktyki są heterogeniczną grupą obiektów emitujących promieniowanie radiowe. Większość z nich posiada duże symetryczne płaty, z których pochodzi duża część promieniowania radiowego. Niektóre z nich posiadają dżet bądź dżety (jedna z najbardziej znanych to gigantyczna galaktyka M87 w Gromadzie w Pannie) wychodzące wprost z jądra i podążające do płatów. Spowodowane jest to w głównej mierze zależnością od pozostałych parametrów (jasność i kąt obserwacji), znaczenie może mieć także wiek obiektu.
  • Galaktyki Seyferta - spiralne bądź nieregularne galaktyki zawierające niezwykle jasne jądro, którego źródłem jest najprawdopodobniej czarna dziura, która może czasem przebić blaskiem całą otaczającą galaktykę. Emisja światła przez centralne jądro zmienia się w okresie mniejszym niż rok, co oznacza, że obszar emitujący musi mieć średnicę mniejszą niż rok świetlny. Nazwa tego typu galaktyk wywodzi się od astronoma Karla Seyferta, który badał je w latach 40. XX w.
    Galaktyki Seyferta należą do podklasy galaktyk aktywnych.
    Galaktyki Seyferta charakteryzują się bardzo jasnymi jądrami oraz widmami, w których występują jasne linie emisyjne wodoru, helu, azotu i tlenu. Te linie emisyjne wykazują silne przesunięcia dopplerowskie (zarówno w kierunku fal krótkich, jak i długich, co powoduje, że linie ulegają poszerzeniu), które wskazują na prędkości rzędu 500 do 4000 km/s i uważa się, że miejscem ich podchodzenia są rejony dysku akrecyjnego otaczającego centralną czarną dziurę.
  • Blazary - to typ galaktyki aktywnej, której obserwowane widmo promieniowania w znacznej mierze pochodzi od relatywistycznego dżetu skierowanego pod niewielkim kątem w stronę obserwatora. Do klasy blazarów należą niektóre radiowo głośne kwazary oraz lacertydy – obiekty typu BL Lacertae. Nazwa blazar jest kombinacją słowną wyrazów BL Lac i kwazar. Najdalsze odkryte blazary mają przesunięcie ku czerwieni , a zatem ich światło zostało wyemitowane miliardów lat temu.
  • Lacertydy  - Lacertydy (obiekty typu BL Lacertae, często nazywane ,,BL Lac") – gwiazdopodobne obiekty pozagalaktyczne, charakteryzujące się silnym promieniowaniem w zakresie fal radiowych oraz bardzo szybkimi zmianami jasności i polaryzacji. Podobne cechy wykazuje podgrupa kwazarów – blazary, od których lacertydy odróżnia mniejsze natężenie linii widmowych. Lacertydy uważane są za rodzaj aktywnych jąder galaktyk, których szczególne właściwości spowodowane są skierowaniem strumienia wyrzucanej materii w kierunku obserwatora. Nazwa pochodzi od pierwszego odkrytego obiektu tego typu – BL Lacertae, który znajduje się w gwiazdozbiorze Jaszczurki. Pierwotnie uznano go za gwiazdę zmienną, dopiero w latach 70. XX wieku poznano jego prawdziwą naturę.

 

 

 

źródło

źródło

źródło

źródło

Viewing all 90 articles
Browse latest View live